Każda rewolucja potrzebuje barda, żeby było za kim powtarzać: „wyrwijmy murom zęby krat”. W czasach rozpędzonej popkultury miejsce brodaczy z gitarą zajęły internetowe śmieszki. Ścieżką dźwiękową protestów kobiet przeciwko drakońskiemu zaostrzeniu przepisów zakazujących aborcji był skoczny numer taneczny „JBĆ PIS” niejakiego Cypisa, który wcześniej niechcący podbił świat megahitem „Gdzie Jest Biały Węgorz?”.
Teraz wprawdzie nie mamy do czynienia z masowymi protestami czy rewolucją, a jedynie demokratycznym procesem odsunięcia od władzy skompromitowanej formacji, ale im bliżej wyborów, tym bardziej czuć wzmożenie i rośnie temperatura emocji. Opozycja poszła wreszcie po rozum do głowy – ktoś widocznie posłuchał w końcu analityków przeliczających procenty na mandaty – i zamiast podgryzania się po kostkach, szykuje się do budowania koalicji złożonej z KO, Lewicy i Trzeciej Drogi. Aby pokonać PiS, konieczny będzie dobry wynik tych wszystkich partii. Pozostał więc jeden wróg – Zjednoczona Prawica (i jego udająca antyestablishmentową potencjalna przystawka – Konfederacja).
Wybory w krainie fantasy
Wprawdzie jestem zwolennikiem prowadzenia polityki w cywilizowany sposób – przedstawiania wizji Polski, dyskusji o tym, czego potrzebujemy i o czym marzymy jako społeczeństwo – ale doskonale rozumiem, dlaczego taką rolę odgrywają emocje.