Co się mówi po wyborach w pokoju nauczycielskim. „Odsunęliśmy PiS od władzy, hurra!”
W poniedziałek rano w pokoju nauczycielskim bardzo ostrożnie cieszyliśmy się ze zwycięstwa opozycji. Ostrożnie, gdyż w gronie pracowników są zwolennicy PiS. Od czasu strajku dokładnie wiemy, kto popiera pisowski rząd, a kto nie. Nie chcemy sprawić przykrości koleżankom i kolegom, których cenimy i lubimy, dlatego wyrażamy swą radość umiarkowanie. Dla nich to smutny dzień, trzeba to uszanować. Przede wszystkim pilnujemy się, aby nie używać wulgaryzmów, a bez tego trudno Polakowi wyrazić, jak bardzo jest szczęśliwy.
Odsunęliśmy PiS od władzy, hurra
Mniej skrępowania było w sklepie spożywczym obok szkoły. Okoliczni mieszkańcy, niektórzy o wyglądzie meneli, kupowali tam alkohol i krzyczeli sobie prosto w twarz: „Wyjeb…liśmy PiS, hurra!”. Ponieważ nie dołączyłem do tych okrzyków (w sklepie byli też uczniowie), sprzedawczyni zapytała, czy brałem udział w wyborach. Nie kupuję alkoholu, nie krzyczę z radości, nie cieszę się, muszę wyglądać na bardzo podejrzaną osobę. Może wcale nie głosowałem? Jakiś uczeń powiedział: „dzień dobry, panie profesorze”. Dzięki temu ludzie w sklepie pojęli, że zapewne chciałbym dołączyć do tych okrzyków radości, ale nie mogę. Jestem nauczycielem. Wódki pod sklepem też z wami nie wypiję, choć może powinienem. Dzień jest przecież wyjątkowy.
W pokoju nauczycielskim rozmawialiśmy o tym, że poniedziałek po wyborach powinien być dniem wolnym od pracy. Zamiast przychodzić do szkoły, powinniśmy iść do sklepu spożywczego i spróbować pobratać się z ludźmi, którzy spontanicznie wyrażają radość, że odsunęli PiS od władzy. Trochę później dowiedzieliśmy się, że prezydent Łodzi Hanna Zdanowska tańczyła z radości na Piotrkowskiej. Naprawdę powinniśmy być teraz na ulicy, tańczyć i krzyczeć razem z mieszkańcami Łodzi, że odsunęliśmy PiS od władzy. Koleżanka, która nie strajkowała z nami w 2019 r., spojrzała na nas z niesmakiem. Chyba wydawało jej się, że używamy wulgarnego języka. Choć chce nam się powiedzieć to dosadniej, hamujemy się i mówimy kulturalnie: „Odsunęliśmy PiS od władzy, hurra”. Szkoda, że nie możemy być teraz na ulicy.
Czy będą podwyżki dla nauczycieli
Radosna atmosfera w pokoju nauczycielskim została przerwana uwagą, iż przez to, co się stało, nauczyciele nie dostaną obiecanych przez PiS laptopów. No bo Koalicja Obywatelska nie da nam przecież tego, co obiecał PiS. Inna koleżanka, która również z nami nie strajkowała, zaczęła przekonywać, że obiecanej przez Tuska podczas kampanii podwyżki też nie dostaniemy. Wywiązała się burzliwa dyskusja o tym, czy opozycja podwyższy nauczycielskie wynagrodzenia. Obóz pisowski w naszym gronie stwierdził, że źle zrozumieliśmy Tuska, gdy mówił o 30-procentowej podwyżce. Jemu wcale nie chodziło o natychmiastowy jednorazowy wzrost nauczycielskich pensji, lecz o rozłożoną na cztery lata rządów KO podwyżkę, która w sumie wyniesie 30 proc., ale rocznie będzie to tylko 7,5 proc. O ile – dodała zwolenniczka PiS – koalicjanci pozwolą Tuskowi na jakąkolwiek podwyżkę. Jeszcze się okaże, że Tusk chciał, ale nie mógł, bo mu Hołownia nie pozwolił. Żadnej podwyżki nie będzie – podsumowali nasi pisowcy. No i laptopów nie dostaniemy na pewno. Jeszcze zatęsknimy za poprzednią władzą.
Przestało być wesoło w pokoju nauczycielskim. Może naprawdę źle zrozumieliśmy Tuska i żadnych podwyżek nie będzie? Klasa, z którą miałem pierwszą lekcję, zapytała, czy teraz, skoro PiS przestanie rządzić, możemy już iść do kina na film „Zielona granica”. Teraz już chyba można – przekonywała uczennica – więc jak nie mam nic przeciwko temu, to oni wszystko załatwią, ustalą termin, zarezerwują bilety, dostaną zgodę dyrekcji na grupowe wyjście ze szkoły, a mnie tylko pytają, czy pójdę z nimi, czy też mają poszukać innego opiekuna. Na pewno dużo nauczycieli będzie chciało teraz z nimi pójść, problemu ze znalezieniem opiekuna nie będzie żadnego, ale uznali, że wypada najpierw zapytać mnie. Decyzję muszę podjąć od razu, gdyż trzeba szybko rezerwować bilety, bo teraz wszystkie szkoły będą chciały pójść na ten film, więc może nie być miejsc. Idzie profesor z nami czy nie? Odpowiedziałem, że idę, a dziewczyna wybiegła z sali, aby natychmiast zadzwonić do kina.
W czasie przerwy dyrekcja biegała zdenerwowana po szkole i szukała nauczycieli, którzy mogliby wziąć zastępstwo za nieobecnych kolegów albo po prostu zaopiekować się drugą klasą. Okazało się, że sporo pracowników nie przyszło dziś do szkoły. Może brali udział w pracach komisji wyborczej, zatem mają prawo do dnia wolnego, a może zdecydowali się hucznie uczcić upadek pisowskiej władzy, więc teraz tańczą na Piotrkowskiej razem z prezydent Łodzi i krzyczą to, czego nie powinno się powtarzać w szkole. Doprawdy źle zrobiliśmy, że przyszliśmy dzisiaj do pracy, atmosfera tutaj jest drętwa, a ulica tak pięknie świętuje. Ktoś powiedział, że teraz będzie w Polsce rządziła ulica i zagranica, więc nie ma się z czego cieszyć. Doprawdy trzeba mieć anielską cierpliwość, aby się nie pokłócić w pracy. Może lepiej w ogóle nie rozmawiajmy o polityce?
Propaganda PiS wciąż działa
Kolega powiedział mi na ucho, że my, inteligenci z dużego miasta, nie głosujemy na PiS, natomiast koleżanka pochodzi z małego miasta, więc ma inne poglądy. No sam rozumiesz, że małomiasteczkowa mentalność jest pisowska. Odpowiedziałem, że źle trafił, gdyż nie jestem łodzianinem z urodzenia, pochodzę z małego miasteczka, z totalnego zadupia, ale na PiS nie głosuję. Pochodzenie nie ma znaczenia, a koleżanka jest łodzianką, zaś pod Łodzią mieszka od niedawna. Doprawdy niewiele brakuje, aby nauczyciele skoczyli sobie do gardeł i zaczęli się nawzajem obwiniać za niskie zarobki i brak obiecanych laptopów. Ulica świętuje odsunięcie PiS od władzy, a nauczyciele dyskutują, czy to coś zmieni, że opozycja przejmie władzę. Może będzie tak samo albo jeszcze gorzej?
Na kolejnej przerwie usłyszeliśmy, że podwyżek wynagrodzeń szybko nie będzie, najpierw Tusk musi podnieść nauczycielom pensum. Zapomnijcie o 18-godzinnym pensum, to już przeszłość – przekonywała koleżanka. Jak widać, PiS wprawdzie traci władzę, ale jego propaganda wciąż działa. Następna klasa zapytała, czy pójdę z nimi do kina na „Zieloną granicę”. Jak chcecie, mogę iść z wami nawet teraz. Dzień jest tak niesamowity, że spontaniczne wyjście do kina nikogo nie zdziwi.
I pewnie poszlibyśmy na film Agnieszki Holland natychmiast, ale okazało się, że frekwencja w klasie jest tak niska, że nie byłoby z kim. Kto mógł, zwolnił się z lekcji i poszedł świętować na ulicy zwycięstwo opozycji. My zaś, którzy zostaliśmy w szkole, ustaliliśmy, że mamy przecież demokrację, więc każdy mógł głosować, jak chciał. Nie kłóćmy się i nie dokuczajmy sobie. Poczekajmy, a przekonamy się, czy Tusk okaże się dla nauczycieli lepszym wyborem niż Kaczyński. Podobno cała szkoła idzie do kina na „Zieloną granicę”? Czy jest ktoś, kto nie idzie?