Wnuk się rodzi, cud
Zmora bezwnuczności. Ta fascynująca przygoda życia omija coraz więcej Polaków
Ilu jest Polaków, którzy już raczej nie doświadczą cudu narodzin jednego choćby wnuka? Co dziesiąty 60–70-latek nie ma dzieci. Kolejne 10–15 proc. osób w tym wieku zderza się z bezdzietnością swoich dzieci. Do tego trzeba dodać migracje, rozwody, rodziny patchworkowe, a więc dziadkostwo wyrywkowe, doraźne, niepełne, coraz częściej uprawiane głównie za pomocą smartfonów.
Bezwnucznym nie bardzo idzie tradycyjny show ze strojeniem choinki, wypatrywaniem gwiazdki na ekstremalnie pochmurnym niebie, charakteryzowaniem na mikołaja wytypowanego wujka, rozbebeszaniem opakowań i wyłuskiwaniem prezentów. Wszystkie te – nie ukrywajmy – dość infantylne rytuały adresowane są do dzieci, ich sens religijny polega na wyczekiwaniu i czczeniu narodzin, a główne role depozytariuszy tradycji i celebransów należą do babć i dziadków. Gdy dzieci nie ma – wszystko to traci na uroku i sensie.
Mit czy zamysł ewolucji?
Dziadkostwo (choć socjologowie rodziny podkreślają, że pod tym terminem kryje się także, a może głównie babciostwo) jest w świecie przyrody ożywionej zjawiskiem oryginalnym, zarezerwowanym prawdopodobnie tylko dla człowieka. Niewykluczone, że ewolucja podarowała kobietom nieco dłuższe życie niż mężczyznom po to, by mogły sprawdzić się jako babcie. Co prawda uprzykrzyła je menopauzą (która nawet małpom naczelnym się nie przydarza), ale bynajmniej nie bez ewolucyjnego sensu. Tzw. hipoteza babci pojawiła się w antropologii i socjologii jako wynik badań nad pierwotnymi plemionami koczowniczymi, które wciąż żyją ekologicznie, czyli ze zbieractwa-łowiectwa. Babcie, zakończywszy karierę rozrodczą, co prawda nie przejmują tam od córek i synowych roli piastunek niemowląt, lecz intensyfikują zbieractwo na rzecz wnuków. Im aktywniejsza babcia, tym wnuki lepiej odżywione, a ubocznym efektem sytuacji jest silny związek matek i dorosłych córek, silniejszy nawet niż ten mama–tata.