Zszyć mocno, bo się spruje
Imigrantów ugościć. Jak uniknąć błędów, które popełniła cała Europa? Czas nam się kończy
MARTYNA BUNDA: – Polskie społeczeństwo się zmienia, różnicuje.
HALINA GRZYMAŁA-MOSZCZYŃSKA: – Bardziej niż mamy tego świadomość. Na naszych oczach w jedno społeczeństwo wszywają się właśnie całkiem nowe części. Wszystko się układa, dopasowuje – i tak już potem zostanie.
Mam właśnie w ręku nasze nowe, niepublikowane jeszcze badania nad migrantami w Polsce, a ich tytuł, nie bez przyczyny, brzmi: „Superbohater w spódnicy”. Krakowsko-warszawski zespół psycholożek z Uniwersytetu Ignatianum i Uniwersytetu SWPS starał się dociec, czego naprawdę potrzebują imigrantki, które po ataku Rosji na Ukrainę osiedliły się w Polsce i z których wielka część prawdopodobnie zostanie na stałe; one, ale też ich dzieci. Zakładałyśmy, że w związku z tłem, czyli wojną w Ukrainie, mogą potrzebować na przykład pomocy psychologicznej. Oferowałyśmy sesje wyspecjalizowanych w PTSD psycholożek ukraińskojęzycznych. Myliłyśmy się. To była potrzeba zaledwie jednej osoby z bardzo wielu przebadanych. Sądziłyśmy, że mogą potrzebować dachu nad głową, ubrania, jedzenia...
A co było potrzebne?
Na samym początku te kwestie były istotne, ale potem imigrantki potrzebowały przede wszystkim informacji. Jak znaleźć skuteczne kursy językowe, gdzie szukać niezależnego mieszkania, szkoły i opieki dla dziecka, żeby można było pójść do pracy. Potrzebowały tego, co mogło potwierdzić ich sprawczość i byłoby pomocne w porządkowaniu swoich spraw własnymi rękami.
Jeżeli się ilustruje teksty czy wypowiedzi o zjawisku uchodźstwa, imigracji, to z reguły są to zdjęcia ofiar. Ludzi, którzy wybiegają z płomieni, są ubrani w łachmany. Mamy w głowach model ofiary, której musimy pomóc. Albo wręcz dwa modele: tak zwanych uchodźców prawdziwych, i to są właśnie bierne ofiary niezależnych od nich okoliczności, a obok: niby-uchodźców, aktywnych młodych mężczyzn.