Będą dwie Parady Równości w Warszawie. Dlaczego? Zaglądamy w kulisy sporu
Bomba wybucha 15 stycznia. Na social mediach Parady Równości pojawia się utrzymana w alarmistycznym duchu odezwa, pod którą podpisuje się niemal komplet wolontariuszy i wolontariuszek. „Doszło do wrogiego przejęcia Fundacji Wolontariat Równości. (...) Jesteśmy zdruzgotani” – czytamy. Kilka dni wcześniej fundacja organizująca wydarzenie niespodziewanie odwołała prezeskę Julię Maciochę, rzekomo nie informując o powodach. Na jej miejsce wskoczył Rafał Dembe, dyrektor ds. strategii i wsparcia biznesu w jednym z dużych banków, do tej pory niezwiązany z Paradą. Do nowego zarządu dołączył też Tomasz Bączkowski, kojarzony z zamierzchłym (2010) festiwalem EuroPride.
Dotychczasowy zespół wytknął Dembemu brak doświadczenia w pracy z wolontariuszami i w przygotowywaniu wydarzeń masowych. Odwołującym Julię fundatorom (Szymonowi Niemcowi i Pawłowi Kiepuszewskiemu) zaś – że od lat nie brali udziału w przygotowywaniu imprezy, a zespół traktują jak „niedojrzałe dzieci”. Zmianę kierownictwa w styczniu (gdy przygotowania idą pełną parą) aktywiści uznają za nieroztropną.
Chłodne przyjęcie nowego prezesa
Chwilę później Ala Herda, koordynatorka Miasteczka Równości, rozsyła do organizacji i mediów maila, w którym powtarza tezę o „wrogim przejęciu” (podkreśla jednak, że „parada idzie dalej”). Osobne oświadczenie publikuje na swoich social mediach Maciocha, przyznając, że odwołano ją lege artis i nie ma prawnych podstaw, by podważyć decyzję fundatorów. – Przedstawicielki wolontariatu próbowały zrozumieć, w jaki sposób został wybrany nowy zarząd, jakie ma plany, ale jedyne odpowiedzi, jakie słyszały, to „nie wiem” albo „za mało jeszcze wiemy o Paradzie” – dodaje w rozmowie z „Polityką”.