Wystarczy kreda i tablica? Nauczyciele nigdy nie dostali narzędzi pracy. Te laptopy są jak manna z nieba
Kiedy Ministerstwo Cyfryzacji ogłosiło zawieszenie programu „Laptop dla ucznia”, spodziewano się, że podobny los spotka program „Laptop dla nauczyciela”. Chodzi przecież o równe traktowanie całej społeczności szkolnej: dzieci oraz pedagogów.
Nic takiego jednak się nie stało. Nauczyciele laptopy – a właściwie bony o wartości 2,5 tys. zł na ich zakup – otrzymają. Ministerstwo Cyfryzacji zapewniło, że ta część programu ucyfrowienia oświaty nie jest zagrożona. Dzieciom, które obiecanych komputerów nie dostaną, zrobiło się przykro. Rodzice będą musieli jakoś im to wytłumaczyć. Tylko jak?
„Laptop dla nauczyciela”, czyli program na wybory
Niepotrzebnie obydwa programy noszą taką samą nazwę: „Laptop dla ucznia” i „Laptop dla nauczyciela”. Nazwa ta wprowadza w błąd, gdyż sugeruje, że rząd realizuje ten sam cel: daje laptopy uczniom oraz nauczycielom. Tymczasem poza nazwą programy te mają ze sobą niewiele wspólnego.
Przekazanie laptopów uczniom klas czwartych szkoły podstawowej miało przyczynić się do rozwoju kompetencji cyfrowych dzieci. Natomiast nauczyciele otrzymują bon na zakup komputerów przenośnych nie po to, aby rozwijać swoje kompetencje cyfrowe, lecz by mieć podstawowe narzędzie pracy. Obowiązkiem pracodawcy jest wyposażyć pracownika w niezbędne narzędzia do wykonywania powierzonych mu zadań. Rodzice poszkodowanych uczniów muszą o tym nie wiedzieć, skoro zdziwili się, że rząd nauczycielom obiecane laptopy (bony) wciąż daje, a dzieciom już nie.
Dziwne raczej jest to, że nauczyciele do tej pory sami musieli zapewniać sobie narzędzia pracy.