Gościnność hybrydowa
Słynna polska gościnność: jaka jest dziś? Młoda klasa średnia ma swoje nowe zwyczaje
Gdy w 2010 r. CBOS zapytał Polaków, z czego mogą być dumni, gościnność znalazła się na pierwszym miejscu ze wskazaniem 51 proc. Gdy w 2015 r. badano reprezentatywną próbę rodaków na okoliczność cech dla naszego narodu najbardziej charakterystycznych, gościnność uplasowała się wysoko, niemal łeb w łeb z pracowitością, malkontenctwem, serdecznością i zaradnością. W badaniach „Polacy o sobie”, jakie w 2017 r. zleciła POLITYKA, na pytanie: „które cechy najlepiej charakteryzują Polaków?”, znów wygrała gościnność z wynikiem 63 proc.
Nakarmieni mitami
Antropolodzy społeczni, m.in. dr hab. prof. Uniwersytetu Gdańskiego Dorota Rancew-Sikora, autorka niedawno wydanej książki „Gościnność. Rozstanie z ideałem”, przekonują co prawda, że „w świetle obecnej wiedzy nie mamy podstaw, aby diagnozować kultury i społeczności jako mniej lub bardziej gościnne”. Niemniej jednak nie ma chyba nacji, w której powszechne imaginarium historyczne byłoby aż tak jak polskie nasączone motywami biesiady, szczodrego podejmowania gości, owym gość w dom – Bóg w dom, czem chata bogata, zastaw się, a postaw się itd. Kolejne pokolenia dzieci kują (teraz z internetowych bryków): „Soplicowo to przykładne gospodarstwo, dom szlachecki w pełni rozkwitu. Życie płynie tu powoli, wyznaczone rytmem uczt i biesiad. Brama na wciąż otwarta przechodniom ogłasza/ Że gościnna, i wszystkich w gościnę zaprasza”.
Oczywiście, nie wszystkich, lecz równych „rycerskim stanem”. Wielu historyków czy twórców (literatów, dramaturgów czy filmowców; od Stanisława Wyspiańskiego po Wojciecha Smarzowskiego) usiłowało tę idylliczną Mickiewiczowską bajkę jeśli nie rozmontować, to przynajmniej uzupełnić uwagami o nieodłącznych dla polskiego biesiadnictwa: pijaństwie, burdach i ekscesach seksualnych; ale raczej bezskutecznie.