Daleko od szosy
Odcięta polska prowincja. Był pociąg, to zabrali. Przystanek stoi, autobusu nie ma
Koncept wykluczenia komunikacyjnego naszpikowany jest stereotypami i paradoksami. Jak zauważa badająca temat dr Katarzyna Białobrzeska z Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego w Olsztynie, w dominującej narracji politycznej i medialnej nie ma mowy o wykluczeniu, gdy mieszkańcy mają samochody, a pod tym względem Polska jest unijnym liderem: na 1 tys. mieszkańców przypada u nas 687 aut (statystycznie samochód posiada więc prawie każda osoba dorosła). Po kilka samochodów w rodzinie mają nie tylko bogaci, ale też ci, którzy nie mają w swojej okolicy autobusów i pociągów. Technicznie to prawda, ale społecznie – fałsz.
„W naszej miejscowości nie ma wcale żadnej komunikacji. Kiedyś była i przystanek stoi, ale co z tego, jak autobusów nie ma – mówił ankieterom z UWM pan Wiesław z gminy Małdyty. – Żeby dostać się do lekarza, samochód trzeba nająć, prosić sąsiadów. 50 zł chcą. Tam i z powrotem. Był kiedyś pociąg, to go zabrali. Takie zadupie. Do sklepu mam 4 km. Poruszam się o kulach, to ciężko. Kogoś poproszę, kupi. Sklepowy samochód zajeżdża do nas co drugi dzień, to on tam przywiezie chleb. Jak kupię na tydzień, to mi starczy”.
Był jednym z 318 respondentów, a rozmowy z nimi to część dwuletniego (2022–23) projektu badawczego, którego podsumowanie stanowi raport „Społeczne aspekty wykluczenia komunikacyjnego w województwie warmińsko-mazurskim”, który przygotował zespół pod kierunkiem dr Białobrzeskiej. Projekt objął 2736 wiejskich miejscowości. Aż do 1180 (43 proc.) nie dojeżdża pociąg ani autobus, choć żyje tam 151 tys. osób, co czwarty mieszkaniec obszarów wiejskich (w weekendy dotyczy to co drugiego). Kluczowy wniosek z badań może jednak zaskakiwać: głównym problemem jest nie tyle brak środków transportu, ile zmiana mentalności.