Kadry znad Warty
„Pan bierze Gorzów, ja Zieloną Górę”. Tak ludzie PiS tworzyli układy i zbijali majątek
Wyobraźmy sobie zdjęcie: środkiem obory idzie minister rolnictwa w rządzie PiS Jan Krzysztof Ardanowski. Obok wojewoda lubuski Władysław Dajczak, w tle dyrektor urzędu wojewódzkiego Roman Sondej, obaj też z PiS. Bydło wyciąga szyje w ich stronę. Waldemar G., szef wydziału zarządzania kryzysowego wojewody, trzyma się z boku; Dariusz M. oprowadza delegację po swojej oborze... Obaj trafili do aresztu z zarzutami karnymi, do których przyczyniły się raporty NIK. Oba raporty łączy zaś Dariusz M., przedsiębiorca rolny z położonej w Ujściu Warty gminy Słońsk, dobry znajomy urzędników i polityków PiS.
Dzierżawa na gębę
Pierwszy z raportów dotyczył wyłudzania unijnych dotacji w Parku Narodowym Ujście Warty. NIK wykryła, że w latach 2015–19 rolnikom i innym podmiotom, które nie miały umów na dzierżawę gruntów w parku, wypłacono na ich utrzymanie 15,2 mln zł dotacji unijnych. Kolejne 13,5 mln zł wyłudzono na tzw. słupy i Bogu ducha winnych rolników, którzy dzierżawili parkowe ziemie, a dotacje bez ich wiedzy brał ktoś inny.
Jak to było możliwe? W ramach wspólnej polityki rolnej Unii Europejskiej dopłaty bezpośrednie przysługują posiadaczom gospodarstw rolnych, którzy spełniają określone warunki, ale można je też dostać za działalność rolniczą (wypas bydła i owiec czy pozyskiwanie siana) na obszarach z tzw. ograniczeniami naturalnymi, jak parki narodowe. W przypadku parków najistotniejsze są jednak płatności rolno-środowiskowo-klimatyczne, które mają promować zrównoważone gospodarowanie chroniące glebę, wody, klimat czy cenne siedliska przyrodnicze.
Aby otrzymać dotację, rolnik składa wniosek do Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa, ta zaś przyznaje płatności – teoretycznie po weryfikacji wniosku. Do 2020 r. istniała jednak luka w przepisach: ubiegając się o dotację, nie trzeba było przedstawiać tytułu prawnego do gruntu.