Była wożona po całym kraju, egzorcyzmy odbywały się w przykościelnych piwnicach, różnych klasztorach, na plebaniach. Księża wiązali Irenie ręce, podtapiali, wlewając wodę święconą do ust. Kładli się na niej, czuła wtedy ich erekcję. Było ich w sumie kilkunastu – głównie diecezjalnych egzorcystów i pomocników. Pieczę nad Ireną objął m.in. ksiądz z diecezji warszawsko-praskiej. Całował ją w usta, tłumacząc, że to pocałunki Ducha Świętego, namaszczał olejem miejsca intymne. Najbrutalniejszy był zaś ten, który miał specjalny stół z pasami, do którego on i jego pomocnicy przywiązali Irenę. Obcięli jej paznokcie, kalecząc skórę pod spodem. Do ust wkładali jej krzyż.
Zaczęło się, kiedy była w liceum. Koleżanka zaprosiła ją na oazę. Podczas jednej z modlitw Irena dostała ataku paniki. Wezwano egzorcystę z sąsiedniej parafii. Tak zaczęły się trwające dwa lata sesje „uwalniania”, na które zgodzili się jej rodzice. – Przez pewien czas chodziłam na nie sama, bo ksiądz mnie zmanipulował i uzależnił. Potem wożono mnie tam jak psa, który nie ma nic do powiedzenia. Kiedy chciałam się od tego uwolnić i uciec, powstrzymywała mnie rodzina – mówi Irena.
Próbowała się zabić. Wkłuła sobie wenflon w żyłę i położyła się w wannie. Rodzice, zamiast zawieźć ją do szpitala, zadzwonili po księdza. Próbowała uciec z domu. Znalazła ją policja i oddała do karetki z księdzem. Więc pojechała do szpitala z księdzem w karetce. – Moi rodzice wciąż prawdopodobnie myślą, że jestem opętana przez szatana – dodaje Irena.
Przemoc księży wychodzi na światło dzienne
Historia Ireny pojawiła się w mediach już kilka razy.