Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Społeczeństwo

Nudaaa...

Nic-nie-robienie dobre dla duszy

© Alex Maloney/zefa/Corbis © Alex Maloney/zefa/Corbis
Dlaczego czasem warto nic nie robić?

Jesteśmy jedną z najbardziej robotnych nacji w Europie i w pracy spędzamy blisko 43 godz. tygodniowo, podczas gdy Szwedzi 37,1, a Holendrzy zaledwie 32,6 godz.; zatem nie ma co się dziwić, że wszyscy czekamy na urlop. A gdy już nadejdzie, pojawia się koszmar minionego lata, czyli nuda.

Pół biedy, kiedy mamy alibi do nudzenia się, np. dobrą pogodę i możemy leżeć plackiem na plaży, z zawiścią patrząc na bawiące się (jednak!) dzieci. Ale gdy przyjdzie niż, słota, to wówczas z całą bezwzględnością i siłą staje przed nami pytanie: co zrobić z nudą?

Jak twierdzi Mihalyi Csikszentmihalyi (profesor psychologii i edukacji na Uniwersytecie Chicago), nie ma nigdy dobrego usprawiedliwienia dla nudy. Cóż z tego, kiedy wydaje się, że jedynym sposobem na przezwyciężenie tego stanu jest próba nauczenia się szybkiego i bezbłędnego wymawiania nazwiska tego wybitnego amerykańskiego naukowca?

Co to jest nuda?

Nuda... Na samą myśl robi się nieciekawie. A nawet odrobinę nudno, skoro nawet badań psychologicznych poświęconych temu zagadnieniu jest nie za wiele.

Każdemu z nas znany jest ten stan i każdy z nas mógłby się pokusić o własną definicję nudy, gdyby mu się tylko bardzo nudziło. Jak podaje Wikipedia, nuda to negatywny stan emocjonalny, polegający na uczuciu wewnętrznej pustki i braku zainteresowania, zwykle spowodowany jednostajnością, niezmiennością otoczenia, brakiem bodźców, a czasami chorobą (również lokomocyjną). Ktoś mógłby z tego wysnuć wniosek, że za przeżywanie tego niemiłego stanu odpowiada otoczenie, jeśli nie jest wystarczająco zabawne i frapujące, a my – jako osobnicy zewnątrzsterowni i pasywni konsumenci rozrywki – ulegamy nudzie, traktowanej jako forma frustracji lub stresu.

Psycholog Marvin Zuckerman, twórca teorii poszukiwania doznań, twierdzi, iż każdy z nas rodzi się z własnym, indywidualnym zapotrzebowaniem na nudę, która powstaje w naszych zwojach mózgowych na drodze złożonych reakcji neurochemicznych, gdzie szczególną rolę odgrywają takie neuroprzekaźniki jak noradrenalina oraz dopamina i rozkładający je enzym MAO (monoamino-oksydaza), co jest wszak determinowane genetycznie. Wymienione neuroprzekaźniki kształtują naszą ogólną aktywność, w tym i ciekawość, czyli w efekcie naszą chęć szukania mniej lub bardziej silnych wrażeń, a gdy ich nie ma – nudzimy się.

Do genetycznego uwarunkowania indywidualnego zapotrzebowania na nudę skłania się także Hans Eysenk, który czyni odpowiedzialnym za nudę układ w mózgu (tak zwaną pętlę korowo-siatkowatą), odpowiadający za poziom aktywacji. Psycholodzy o orientacji poznawczej zwracają uwagę, że nuda jest wynikiem nie tyle braku bodźców w ogóle, ile bodźców znaczących subiektywnie dla danej osoby. W końcu niektórzy nudzą się, zwiedzając Luwr, a inni na finałach mistrzostw świata w piłce nożnej.

Czy każdy się nudzi?

Nuda ze swej istoty jest nader demokratyczna, bo narażeni na nią są zarówno kobiety i mężczyźni, na wsi i w mieście, w Londynie i Wąchocku, starzy i młodzi. Milan Kundera w „Tożsamości” stworzył ontologię i morfologię nudy: „Istnieją trzy kategorie nudy – powiada Jean Marc – nuda bierna: dziewczyna, która tańczy i ziewa; nuda czynna: dorośli amatorzy latawców; i nuda zbuntowana: młodzi, którzy podpalają samochody i rozbijają witryny”.

Czyli wspólnym mianownikiem jest tu brak zaangażowania w to, co robimy, pociągający za sobą w ekstremalnych sytuacjach destrukcję.

Bohater Kundery stwierdza dalej: „Powiedziałbym, że ilość nudy, jeśli nudę w ogóle da się wymierzyć, jest dzisiaj o wiele większa niż kiedyś. Bo dawne profesje były nie do pomyślenia, w dużej przynajmniej części, bez uczucia pasji: chłopi zakochani w ziemi, mój dziadek, magik pięknych słów; szewcy, którzy znali na pamięć stopy wszystkich mieszkańców; leśnicy; ogrodnicy...”.

Jednakże nudy zaznawali nawet ludzie o największych umysłach. Jakże musiał się nudzić Isaac Newton, skoro przez 26 lat na posiedzeniach Izby Lordów jeden jedyny raz poprosił o głos, co wywołało sensację wśród obecnych. „Panowie – zwrócił się do zebranych – jeśli nie będą panowie mieć nic przeciwko temu, to prosiłbym o zamknięcie okna. Bardzo wieje i boję się, że się przeziębię”. Po czym z godnością zajął swoje miejsce. Przeciwko nudzie nawet bogowie walczyli daremnie – twierdził Fryderyk Nietzsche.

Dziś najpospolitszym bodaj sposobem nudzenia się jest bezrefleksyjne oglądanie telewizji. Przy tym bezmyślne zmienianie kanałów telewizyjnych nie neutralizuje nudy, nie sprawia, że widz jest zrelaksowany, ale przeciwnie – jest on jeszcze bardziej zmęczony i rozdrażniony. Chyba że uśnie na kanapie snem sprawiedliwego.

W nudę wprawiają nas jakże często bliźni. Można z łatwością wyróżnić wiele typów nudziarzy, a ich wspólną cechą jest to, że w swoich opowieściach koncentrują się na sobie samych, na swoich sprawach i problemach, nie zważając zupełnie na nasze rozpaczliwe próby skierowania rozmowy na szersze wody. Uderza celność rady Marka Twaina, którą skierował do jednego ze znajomych, zanudzającego go opowieściami o swojej bezsenności, aby spróbował porozmawiać sam ze sobą, to wówczas nie będzie miał żadnych problemów z zasypianiem.

Nudziarze spędzający właśnie wakacje w fascynujących regionach świata robią beznadziejnie długie i nudne filmy, do których oglądania potem będziemy zmuszani i najbardziej sprytne wymówki nie będą w stanie temu zapobiec.

Dlaczego nudzą się dzieci?

W czasie deszczu dzieci się nudzą, to ogólnie znana rzecz, choć to właśnie u dzieci stan znudzenia wydawałby się bardziej nienaturalny niż u dorosłych, ponieważ mają one zazwyczaj niespożyte pokłady energii i miliony pomysłów. Zwykle w dobrze zorganizowane zajęcia sportowe lub kulturalne dzieci chętnie wkładają swoją nieskończoną energię, świeżość i inwencję.

Jednakże starsze dzieci i nastolatki będą się nudzić, o ile ich nie nauczymy samodzielnego organizowania sobie czasu i zabawy, a nie tego, że to my – dorośli, jesteśmy od ich zabawiania. Czym innym bowiem jest stymulowanie rozwoju dziecka, a zupełnie czymś innym zabawianie go dla własnego świętego spokoju.

Swego czasu zajmowaliśmy się jako psycholodzy placówki pozaszkolnej dziećmi i młodzieżą w domu dziecka. Podstawową przyczyną ich kłopotów szkolnych i wychowawczych był brak zainteresowań. Nuda. Pustka, która przepełniała ich życie oraz fatalne pomysły jej zabijania: używki, agresja, destrukcja.

Jak wskazują badania, współczesnym nastolatkom najbardziej doskwiera zajmowanie się czynnościami bytowymi, które zajmują im ponad jedną trzecią dnia. Spędzają co najmniej czterokrotnie więcej czasu na oglądaniu telewizji niż poświęcają go na jakieś hobby lub uprawianie sportu. Podobne proporcje występują również u dorosłych – wedle ostatnich szacunków przeciętnie przed ekranem telewizora spędzamy 3 godz. i 42 min. Cóż, niedaleko pada jabłko od jabłoni.

Bywa, że dziecku z powodów osobowościowych brakuje inicjatywy, kreatywności. Bywa też, że w najbliższym otoczeniu brakuje instytucji, które oferowałyby dzieciom jakiekolwiek zajęcia. Generalnie jednak dzieci młodsze i starsze nudzą się z winy dorosłych:

• bo opiekunowie bądź rodzice nie zadbali o rozbudzenie ich zainteresowań, na skutek czego nie ma czym wypełnić wolnego czasu, nie ma miejsca na pasję czy plany, przekraczające zabawę na dyskotece i awanturowanie się w grupie rówieśniczej;

• bo dzieci przejmują nawyki od rodziców, dorosłych i opiekunów, zwłaszcza obyczaj oglądania telewizyjnej tandety w całkowicie bierny i bezrefleksyjny sposób;

• bo otoczenie – nie tylko rówieśnicze, ale też rodzina – wywiera na młodych presję, skłaniając ku bierności i prymitywnej rozrywce niewymagającej zaangażowania i wysiłku; swoisty styl, moda na bycie znudzonym i obśmiewanie tych, którzy nie wpisują się w ten schemat.

Dlaczego nudzimy się, kiedy wcale nie jest nudno?

A dorośli? O ile jeszcze jesteśmy w stanie zrozumieć, dlaczego nudzimy się w pracy, to zawsze zaskakuje nas nuda na urlopie. Przecież – przynajmniej w większości – spędzamy go tak, jak sobie wymarzyliśmy, jak sami tego chcemy!

Otóż jeżeli musiałeś wyjechać na Riwierę Francuską (bo znajomi ci powiedzieli, że tam jest the best, a ty czujesz się w obowiązku być trendy) i co dnia musisz iść na plażę, a wieczorem – czy masz ochotę na to, czy nie – konieczne jest uczestniczenie w imprezie, to szybciej, niż myślisz, nuda stanie się twoim nieodłącznym towarzyszem. Dzieje się tak zawsze w sytuacji, w której nasze działania powodowane są faktem, że po prostu nic innego nie mamy do roboty. Wówczas nasza energia psychiczna spada na łeb, na szyję i to bardzo.

Dokładnie wyliczył to niemiecki badacz Siegfried Lehrl: podczas dwutygodniowego bezczynnego wylegiwania się na plaży nasza inteligencja, nasze ukochane IQ, obniża się aż o 20 punktów! Czy ów ubytek jest trwały, o tym Lehrl nie informuje, aczkolwiek sądzimy, że po krótkim czasie stymulacji (lektura „Polityki”) zapewne powraca do normy.

No dobrze, ale dlaczego tak się dzieje, że skoro opalasz się razem ze swoją wybranką, to ty się nudzisz, a ona nie? Ponieważ ona za cel sobie postawiła opalenie się na brąz w sposób niedościgły, a ty leżysz plackiem na plaży, bo nie masz nic innego do roboty. Zawsze wcześniej czy później będziesz się nudził, jeżeli działania twoje staną się niejako bezwolne, nie mają żadnego celu, na którym mógłbyś się skupić.

Ryzyko nudy wzrasta zawsze, gdy sposób spożytkowania twego czasu wolnego będzie odbiegał od twych preferencji i potrzeb. Nie bez przyczyny Thomas Holmes i Richard Rahe, psychiatrzy z Washington University w Seattle, sporządzając listę czynników stresogennych (znaną szerzej jako listę Holmsa) wakacje umieścili na pozycji numer 40 najbardziej stresujących zdarzeń życiowych. Również czytelnicy „British Medical Journal” na liście najdotkliwszych nie-chorób umieścili nudę na bardzo wysokim trzecim miejscu, tuż po starzeniu się i pracy, a przed... worami pod oczami.

Możliwość skorzystania z urlopu (a właściwie jego powszechny dostęp) jest wcale nie tak starym wynalazkiem: Austria miała ustawę o urlopach w 1919 r., Polska w 1922 r., a Francja w 1936 r., gdzie powołano wówczas ministerstwo sportu i czasu wolnego, zwanego przez malkontentów ministerstwem lenistwa. Może zatem prawie po stu latach nadszedł czas, aby powołać ministerstwo do spraw nudy?

Najgorszy pomysł: zadaniowo nie nudzić się

Wydawać by się mogło, że najlepszym sposobem na walkę z wakacyjną nudą będzie zatem wytyczenie celu: zdrowe i efektywne zrelaksowanie się i postawienie sobie zadania: nie będę się nudzić.

Nic bardziej zwodniczego, bo jak twierdzi Maria Król-Fijewska, „kłopoty z czasem dotyczą wyłącznie ludzi, którzy żyją poprzez stawianie sobie zadań”. Jeżeli zaczniesz stawiać przed sobą (i, co nie daj Boże, przed swoimi bliskimi) zadania, to całą swoją koncentrację poświęcisz na to, co ma się stać ZARAZ, a nie TERAZ i nawet nie zauważysz, jak znowu znajdziesz się z powrotem w pracy. Nie zauważysz, kiedy minął ci urlop. Dobrze, że choć na fotkach z aparatu cyfrowego będziesz mógł sobie przypomnieć, nie, jak wypoczywałeś, a raczej: jakie zadania przed sobą w tym czasie postawiłeś.

Nudy także nie zabije poświęcenie się wielkiemu żarciu w rozumieniu wszelakich uciech cielesnych. (Choć podobno jedyną czynnością, która nigdy nie nudzi człowieka, jest jedzenie).

Rollo May, amerykański psycholog, powiada o współczesności: „tak wiele seksu, a tak mało w tym sensu i radości”. Już antyczni hedoniści ze zdziwieniem odkryli, że poszukiwanie satysfakcji zmysłowej dla samej siebie jest zaskakująco nieskuteczne i bardziej wzmaga nudę, niż jej zapobiega.

Na długo przed refleksją Freuda, że w pełni zaspokojone libido prowadzi do autodestrukcji, Hegezjasz (IV/III w. p.n.e.), filozof grecki ze szkoły cyrenaików, ze smutkiem skonstatował, że z przyjemności zmysłowych wychodzą w gruncie rzeczy nici i nawoływał do śmierci (stąd przydomek Pejsithanatos – nawołujący do śmierci). I to tak skutecznie, że władze ateńskie w końcu były zmuszone zamknąć jego szkołę.

Lepszy sposób: oddać się pracy

Wspomniany już wcześniej Mihaly Csikszentmihalyi, twórca koncepcji przepływu (ang. flow) i pojęcia autoteliczności, radzi nam wziąć się uczciwie do roboty. (Człowiek autoteliczny to taki, który podejmuje czynności dla nich samych w sobie. Bez względu na to, czy to jest malowanie Kaplicy Sykstyńskiej, czy praca w ogródku. Przepływ to całkowite pogrążenie się w pracy i zapomnienie o Bożym świecie. Wówczas praca staje się najwyższą przyjemnością i nie ma miejsca nawet na milimetr nudy). Jego zdaniem ludzie nudzą się po prostu wtedy, gdy sytuacja stawia im zbyt niskie wymagania i nie daje okazji do wykorzystywania własnych zdolności.

Nawet szczury, jeśli zaproponuje się im interesującą grę „na inteligencję”, zapominają o głodzie. Istnieją badania psychologiczne na tę okoliczność, choćby Hansa Eysencka, który zauważył, że ekstrawertycy nudzą się znacznie częściej i intensywniej niż introwertycy, co wynika z ich silnej potrzeby stymulacji zewnętrznej, zmiany i nowości.

Wedle ocen psychologów ludzie bardziej dojrzali i usatysfakcjonowani własnym życiem nudzą się mniej. Wygląda na to, że człowiekowi do satysfakcjonującego funkcjonowania potrzebne są nie tyle bodźce zewnętrzne, co umiejętność posługiwania się swoją uwagą, więc doskonałą metodą na stres i nudę jest: aktywność, praca, szukanie zmian i wyzwań, a nie unikanie zagrażających (stresogennych) bodźców.

Na całość problemu aktywnego zwalczania rozkładającej nas nudy można spojrzeć na sposób matematyczno-psychologiczny. Wedle Piotra Skórzyńskiego „ze wzoru Boltzmanna wynika, że przeciwieństwo entropii, czyli informacja, jest (w proporcji geometrycznej) odwrotnie proporcjonalna do pewności danego zdarzenia. Innymi słowy, jest tym większa, im bardziej nas ono zaskakuje” („Informacja i entropia”, „Forum Akademickie” nr 5-6/2002). Brzmi to odstraszająco, ale znaczy po prostu, że im dana sytuacja jest bardziej nieoczekiwana, im bardziej dla nas nowa, tym więcej przynosi nam informacji.

Wynika z tego, że nie tylko wszelka zmiana jest czymś cennym dla kogoś, kto łaknie bodźców, ale – jak zauważa to Paweł Ratyniecki („Potencjał zmiany”, „Forum Akademickie” nr 1/2002) – jest to poniekąd sprzeczne z podstawową potrzebą – potrzebą bezpieczeństwa i być może właśnie dlatego decydujemy się na ryzykowne (a nawet głupie) posunięcia, byleby się jednak coś działo... I chyba właśnie stąd jest to pragnienie, które onegdaj wyśpiewali Skaldowie w piosence pod znamiennym tytułem „Żeby coś się stało z nami”: „Nic, nowego nic i nuda taka że... a w sąsiedniej wsi to pociąg wykoleił się /.../ Nic, nowego nic i jakoś dłuży się ten czas/najważniejsze, by nie ominęła powódź nas”.

Czy jednak prawo to nie ma ograniczeń? Czy, mówiąc matematycznie, istnieją dla niego warunki brzegowe?

Sposób najlepszy: ponudzić się trochę

Wielu badaczy, na przykład Anglik dr Richard Halley, doszło do wniosku, że nuda jest naturalną emocją, podobnie jak złość, wściekłość, i ma zgoła racjonalną przyczynę. Odpowiada za to potrzeba bycia produktywnym. Halley uważa, że dzięki nudzeniu się oszczędzamy energię, aby ją później celowo i z sensem spożytkować. Podobnego zdania jest dr Peter Axt, który w swojej książce „Radość leniuchowania, czyli jak zwolnić i żyć dłużej” wyznaje pogląd, że każdy z nas ma określoną ilość „życiowej energii” i od tego, w jakim tempie ją zużywamy, zależy, jak długo żyjemy, zatem zbyt duża liczba zajęć oraz zbyt duża aktywność fizyczna źle wpływają na nasze zdrowie. Aby żyć dłużej, trzeba w życiu robić mniej. (Patrząc na psy lub koty, to spostrzeżenie może wydawać się nie pozbawione racji).

Nudzenie się może być sygnałem, że to, co robimy, jest pozbawione sensu i powinniśmy odpocząć. „Ponudźmy się więc w weekend, żeby potem mniej nudzić się w pracy!” – radzi dr Ralley.

Część osób wolałaby odwrotnie. Część pewnie będzie trwać w przekonaniu, że nuda zabija, szarość nicnierobienia jest źródłem nieszczęść, a szczęśliwy powinien być ten, kto nudy nie zazna w swoim życiu. Owszem, nadmiar nudy jest zabójczy, ponieważ poraża nas w bezruchu, emocjonalnej i życiowej entropii, która prowadzi do agresji lub działań autodestrukcyjnych. Ale nuda jest potrzebna. Nie żeby ograniczać naszą aktywność poznawczą i życiową, ale jako konieczna klapa bezpieczeństwa, aby poszukiwanie zmian nie okazało się dla nas zgubne, nie doprowadziło do przestymulowania i wyczerpania. Niekiedy naprawdę warto się odrobinę ponudzić, ale bez przesady, bo – jak mawiali starożytni ojcowie – nuda jest czasem szatana.

Wojciech Warecki, Marek Warecki

Korzystaliśmy z danych Europejskiej Fundacji na rzecz Poprawy Warunków Życia i Pracy, za: Dorota Krzemionka, „Święty dzień siódmy”, „Charaktery”, maj 2007.

 

Reklama

Czytaj także

null
Historia

Dlaczego tak późno? Marian Turski w 80. rocznicę wybuchu powstania w getcie warszawskim

Powstanie w warszawskim getcie wybuchło dopiero wtedy, kiedy większość blisko półmilionowego żydowskiego miasta już nie żyła, została zgładzona.

Marian Turski
19.04.2023
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną