Buszujący w polu
„Metoda ustawień rodzinnych” wraca do łask. Nasza reporterka sprawdziła na sobie, czy to działa
Anita nie patrzy w kamerkę, palcami zasłania oczy. Łka. – Nie wiedziałam, że coś takiego w naszej rodzinie było. Co ja mam z tym zrobić? – wyrzuca między szlochami. Przed chwilą usłyszała, że atopowe zapalenie skóry, które ujawniło się u niej kilka lat temu, jest nieświadomą próbą jej ciała, by odkupić grzechy przodka. Pradziadka, może jego brata. Miał brutalnie molestować swoją córkę. Na podstawie zachowania innych uczestniczek sesji online tak zawyrokowała Klaudia, która prowadzi ustawienia hellingerowskie, także w trybie zdalnym: – Przez zapalenie skóry twój organizm dąży do oczyszczenia z krzywdy tej dziewczynki. Chce usunąć zbrukanie i wstyd. Wypalić. Prowadząca robi krótkie przerwy między wypowiadanymi słowami, żeby każde zdążyło wybrzmieć.
Na ścianie za Klaudią, agentką ubezpieczeniową spod Ostrowca, widać różne certyfikaty, choć niezbyt wyraźnie. Diagnozę podpowiedziało Klaudii „wiedzące pole”, gdy jedna z uczestniczek zaczęła kwilić, że potwornie boi się innej. Anita – pierwszy raz na ustawieniach – wyznała najpierw, że nie rozumie, kim jest ta dziewczynka, w którą nagle wcieliła się koleżanka. I co ma wspólnego z chorobą AZS, którą chciała na ustawieniu wyleczyć? – Przestaw się na czucie! – pouczono ją. Myślenie trzeba wyłączyć.
Tak zalecał niemiecki były zakonnik Bert Hellinger. Jego teoria ustawień rodzinnych mówi, że problemy i dolegliwości współczesnych są ściśle związane z traumami, zbrodniami i decyzjami przodków, które można odtworzyć we wspomnianym „polu”. 20 lat temu ten pomysł stał się dość popularny w Polsce, a od kilku lat przeżywa renesans na Zoomie, Skypie czy Teamsach. Teraz ta technika stała się dostępna dosłownie dla każdego – zarówno prowadzącego, jak i uczestnika.