Błąd na całe życie
Natalka nie mówi, nie chodzi, nie siedzi sama. Błąd lekarzy na zawsze zmienił jej życie
Natalia ma 20 lat – nie mówi, nie chodzi, sama nawet nie siedzi. Cierpi na paraliż czterokończynowy, upośledzenie umysłowe, niedoczynność tarczycy, bezdechy, padaczkę… Opieka nad nią to praca 24 godziny na dobę. – Może pan nie uwierzyć, ale odkąd Natalka się urodziła, nie przespałam w pełni ani jednej nocy – mówi Anna Trześniowska, matka dziewczyny. Siedzi w salonie ich domu pod Świdnicą, obok niej, w wózku rehabilitacyjnym, leży Natalka. Rusza głową na boki, trochę gaworzy, od czasu do czasu się uśmiechnie. – Dorosłe małe dziecko – mówi o niej matka. Ojciec, Maciej Trześniowski, głaska ją po ręku – Natalia lubi być dotykana.
Poród
Natalka urodziła się 6 listopada 2004 r. To zarówno najlepszy, jak i najgorszy dzień w życiu Trześniowskich. Najlepszy, bo – wiadomo – dostali córkę, którą kochają najbardziej na świecie. Najgorszy, bo tego dnia personel szpitala w Świdnicy, zwanego potocznie „latawcem”, popełnił błąd, który na zawsze zmienił życie ich rodziny. – Podczas porodu Natalka cofnęła się do kanału rodnego i w nim utknęła. Położna kazała mi zmienić pozycję, podciągnąć się na łóżku. Nie miałam siły przeć – wspomina Anna. Na sali porodowej zapanował popłoch, wezwano lekarza. Gdy Natalia przyszła na świat, w pomieszczeniu nagle zrobiło się cicho. Dziecko nie płakało. Annę wywieziono do sąsiedniej sali. – Co wtedy czułam? Kompletną pustkę. Jakbym to nie była ja. Dopiero po pięciu minutach zza ściany usłyszałam płacz dziecka. Mojej Natalki.
Maciejowi powiedzieli przez telefon w szpitalu, że z córką wszystko w porządku, dostała 10 punktów w skali Apgar. Anna wyjmuje z szafki książeczkę zdrowia Natalii. W pierwszej i trzeciej minucie życia nie przyznano punktów – dziecko urodziło się z objawami niedotlenienia.