Jeden laptop i raz latte
Jeden laptop i raz latte. Kawiarnie stają się biurami pracy zdalnej. Social media się rozgrzały
Radykalną zmianę kawiarnianych zwyczajów zauważył Bartłomiej Sienkiewicz, dziś europoseł, były dwukrotny minister (ostatnio kultury): „W mieście, które mnie stworzyło – napisał na łamach „Kultury Liberalnej” – istotą bycia społecznego były kawiarnie. Prowadzili mnie tam moja mama i dziadkowie, dla których kawiarnie były najbardziej naturalnym sposobem codziennego bytowania z bliźnimi”. Tego świata już nie ma. Zamiast miejsc spotkań są – jak ubolewa – rozłożone laptopy, „jakieś dokumenty obok caffè latte i wzrok wbity w ekrany z niebieskim światłem”. Ten polityk, podpisujący się jako „kawiarniany intelektualista”, wróży przełom cywilizacyjny o skutkach poważniejszych, niż dziś możemy sobie wyobrazić.
Po co okno, jak masz ekran?
Te z lekka apokaliptyczne nuty nie odbiły się szerszym echem. Co innego decyzja Michała Marcinkowskiego, właściciela poznańskiej kawiarni Taczaka 20, który ogłosił w mediach społecznościowych obostrzenia dotyczące laptopów: „Lubimy, kiedy zacięcie dyskutujecie, delektując się kawą, śniadaniami czy słodkościami; lubimy też, kiedy pracujecie, bo widok komputerka z kawką jest jakimś tam obrazem współczesnej kawiarni; ale od kwietnia w weekendy w naszej kawiarni nie ma opcji korzystania z komputerów, ipadów, rozkładania notatek, pracy czy nauki. (…) Taczaka 20 przestaje być weekendową świetlicą i biurem coworkingowym”.
Chodziło o ukrócenie przesiadywania przy minimum zamawiania. Problem ten wprawdzie nie zawsze wiąże się z pracą zdalną, ale za jej sprawą stał się dojmujący. Kawiarnia musi opłacać rachunki i dawać pracę ludziom. A kiedy dwie pracujące osoby z laptopami godzinami okupują miejsca, odchodzą z kwitkiem ci, którzy mogliby coś zamówić.