Długi film o umieraniu
On ją kocha, ona już go nie pamięta. Tysiące ludzi na Facebooku codziennie ogląda ich życie
Ujęcie: On (szurając kapciami) wchodzi w oko obiektywu i siada na stacjonarny rowerek. Raz, dwa, raz… Ćwiczy, żeby się nie zastać, byle jak najdłużej jej służyć. Ona (obok na wersalce, patrząc na tego pana): „Dokąd jedziemy?”. Chciałaby do mamusi. (W tle piosenka z refrenem „Ta historia trochę smutna, lecz prawdziwa”). Henia, lat 95, bawi się łopatką w piaskownicę przy stole nakrytym obrusem w liściasty deseń. Nie wie, że od kilku sezonów jest na lajfie. Mija sześć lat, jak – lekceważona przez system opiekuńczy – umiera na oczach kilkudziesięciu tysięcy lubiących to przed kamerką na statywie. Plichta codziennie pozdrawia publiczność: „Tu Roman, radiooficer statków morskich na emeryturze, mąż i opiekun Felicji Heni, chorej na alzheimera już dziesiąty rok”.
Trudno się dostać do grona znajomych Romana, który nie szczędzi sił i środków, by domowym sposobem zachować żoniną godność. Pula dopuszczalnych przez FB 5 tys. znajomych zwykle zamknięta. W poczekalni z propozycją znajomości stoi długa kolejka podobnych, szukających ze sobą wspólnoty. Można powiedzieć, że Roman i Henia to influencerzy w świecie wyrzuconych na ubocze.
Życie staruszka
Ujęcie: On (drobiąc jej arbuza na cząstki): „Dzień dobry, jestem twoim mężem. A ty moją żoną. Pamiętasz mnie choć trochę? Dzisiaj środa, wiesz? To jutro co będzie?”. Ona (po chwili wahania): „Pięć a...”. (W tle piosenka z refrenem: „Gdzie jesteś dziewczyno z tamtych lat”).
Choć to historia o końcu, Roman każdego ranka, przypominając Heni, kim są, wraca do początków. Więc zapoznał ją jako wdówkę z trójką jeszcze nieodchowanych dzieci.