Zapewne wiele razy słyszała pani to pytanie, ale proszę powiedzieć raz jeszcze: dlaczego RPA?
Właściwie zadecydował przypadek. Po studiach postanowiłam spróbować życia poza Polską i w ogóle Europą, a ze wszystkich stażów zagranicznych najlepsze warunki miał właśnie ten w RPA. Zapewniali wikt, opierunek i kieszonkowe, co wtedy było rzadkością, była mowa o podróżach po kraju, no i nazywało się to stażem biznesowym, a to dobrze wygląda w CV. Miałam pomagać przy korespondencji biznesowej, dbać o poprawność i styl języka – skończyłam anglistykę, znam jeszcze kilka innych języków europejskich. Zaczynałam w Johannesburgu, ale dość szybko przeniesiono mnie do Kapsztadu.
Wysokie wskaźniki przestępczości, bieda, korupcja, dzikie zwierzęta... Nie miała pani oporów?
Myślałam sobie: przecież 60 mln ludzi żyje tam na co dzień, nie może być tak źle. Ostatecznie będę naśladowała styl życia współpracowników, dostosuję się i jakoś przeżyję ten rok. Poza tym słyszałam też od ludzi, którzy przenieśli się do RPA, że ten katastroficzny wizerunek jest mocno przesadzony. Przekonałam się, że w wielu aspektach mieli rację.
To znaczy?
Gdy czyta się o RPA albo szerzej – o Afryce, można odnieść wrażenie, że to jedna wielka strefa wojny. Bo to się klika, sprzedaje. Prawda, jak to zwykle bywa, jest bardziej zniuansowana. To kraj z dużym rozwarstwieniem majątkowym i nierównościami społecznymi – luksusowe dzielnice z domami za miliony randów stoją obok dzielnic, w których ludzie żyją w blaszakach. Przestępczość też jest rozłożona nierównomiernie – są dzielnice, w których jest stosunkowo bezpiecznie, ale są też te bardzo niebezpieczne, głównie z powodu gangów, które nabijają statystyki przestępczości dla całego kraju.
Jak mieszkańcy radzą sobie z przestępczością?
Ci, których stać, inwestują w ogrodzenia elektryczne, kraty w oknach, alarmy przeciwwłamaniowe czy prywatne firmy ochroniarskie. Mieszkańcy żyjący w niebezpiecznych częściach kraju tworzą przede wszystkim bardzo zwarte społeczności, organizują się w grupy, żeby pilnować porządku.
Duże znaczenie dla tego, jak dziś wygląda RPA, ma spuścizna po czasach apartheidu, gdy wypychano wykluczane grupy z miast i projektowano infrastrukturę tak, by utrudnić im przemieszczanie się. Przez to wielu ludzi żyje dziś w biedniejszych, oddalonych od wszystkiego ośrodkach, townships. Czasami z wyboru, bo chcą żyć wśród swojej społeczności, ale częściej z przymusu, bo nie stać ich na przeprowadzkę do miejsca z lepszymi warunkami życia, dostępnością pracy i szkołami dla ich dzieci. Mogliby modyfikować zagrożenie, przemieszczając się samochodem czy o innych porach dnia. Na samochód jednak nie mogą sobie pozwolić i jak dojadą do pracy, która jest oddalona o kilka godzin jazdy komunikacją publiczną, bez wychodzenia o świcie i późnych powrotów?
No właśnie, jak poruszać się po RPA?
Najwygodniej i najbezpieczniej samochodem, choć sama mam prawo jazdy dopiero od kilku lat, wcześniej korzystałam z transportu publicznego. Kapsztad ma relatywnie dobry transport i nowoczesne autobusy, czego nie można powiedzieć o dużej części kraju. Dominują minibusy, tzw. minibus taxies, zwykle charakterystyczne białe vany marki toyota Quantum, które zatrzymują się przy drodze, bo nie ma wyznaczonych przystanków. Limitu przewozu osób mało kto w nich przestrzega, zdarza się, że kierowcy minibusów nie mają nawet prawa jazdy. Turystom odradzam poruszanie się komunikacją publiczną, bo szkoda marnować wakacji, czekając na autobus. Można też przez przypadek wjechać do niebezpiecznej dzielnicy. Kilka razy mi się to zdarzyło, ale życzliwi ludzie interesowali się i pytali, czy na pewno właśnie tam zmierzam. Najlepiej wynająć auto albo przewodnika.
Czytaj też: Wyszedł z więzienia, został prezydentem Senegalu. Najmłodszym w Afryce
A doniesienia o biedzie też są przesadzone?
Bardzo wielu mieszkańców RPA żyje w skrajnej biedzie, co potwierdzają statystyki, ale jest też sporo skrajnego bogactwa. Większość artykułów skupia się tylko na biedzie. Nieważne, że Afryka to ponad 50 różnych państw, bo wszystkie wrzuca się do jednego worka: „jest sobie Afryka, w Afryce żyją biedni ludzie. Koniec historii”.
Tymczasem RPA ma jedne z największych nierówności majątkowych na świecie. Stąd tytuł mojej książki: „Bajka dla wybranych”. Turyści po wakacjach często piszą do mnie: przecież to jest raj. Bo turyści dostają wszystko, co najlepsze: jeżdżą po przepięknych winnicach, piją doskonałe wino, jedzą w ekskluzywnych restauracjach, zwłaszcza w Kapsztadzie, który słynie z wykwintnego jedzenia (organizowane są nawet specjalne wycieczki gastronomiczne), jeżdżą na safari, podziwiają zjawiskową przyrodę i reprezentacyjne części miasta, a później zastanawiają się: gdzie ta bieda?
To druga strona wybiórczego spojrzenia na RPA. Ten kraj rzeczywiście ma wiele do zaoferowania, ale tylko tym z odpowiednim statusem finansowym.
W książce opowiada pani, jak matka pani teściowej wyciągnęła swojego bulteriera z paszczy pytona. Zwierzęta dają się we znaki?
Innym razem babcię mojego męża ukąsiła żmija, a na domiar złego jej organizm skrajnie źle zareagował na surowicę, przez co spędziła wiele czasu w szpitalu, walcząc o życie. Natomiast siostrę mojej teściowej w samochodzie zaatakowała kobra i kobieta była zmuszona wyskoczyć z auta.
Strzelanie do węży jest oczywiście nielegalne. Państwo dużo uwagi poświęca uświadamianiu ludzi, jak się zachować podczas spotkania z dzikim zwierzęciem. Zdarzają się niebezpieczne gady w sypialni, ale rzadko coś z tego wynika, bo zwykle kończy się na telefonie do specjalisty, który przyjeżdża i zabiera nieproszonego gościa. Moi znajomi podczas podróży poślubnej znaleźli w zakwaterowaniu kobrę, ale z tego, co mi wiadomo, wspominają to dziś jako dodatkową atrakcję.
Nie lubię straszyć turystów, zresztą osobiście nie miałam wielu spotkań z dzikimi zwierzętami. W domu dwa razy mieliśmy wielkie pająki, co prawda niegroźne, ale wiele osób, tak jak ja, się ich boi.
Oczywiście, jak ktoś będzie usilnie szukał zwierząt, to na pewno je znajdzie. Pawiany bywają problematyczne. W dzielnicach, gdzie bywają, należy pamiętać, żeby nie zostawiać jedzenia w ogródku, a także zamykać drzwi i okna do domu. I koniecznie blokować drzwi w samochodzie. Kiedyś w parku narodowym widziałam kobietę, która jadła ciastka w swoim aucie. Pawian otworzył sobie drzwi, usiadł obok niej i wyrwał jej te ciastka z ręki.
W RPA jest 12 języków urzędowych, ale angielski chyba w zupełności wystarcza?
W większości przypadków tak. Choć są ludzie, którzy mimo znajomości angielskiego rozmawiają tylko w afrikaans. Choćby niektórzy Afrykanerzy (biali mieszkańcy RPA pochodzenia holenderskiego), którzy niegdyś byli w RPA grupą uprzywilejowaną i mają wiele żalu, że ich rodzimy język jest wypierany na rzecz angielskiego. Uważają, że skoro mieszkasz w RPA, to musisz znać afrikaans, koniec kropka. Dodatkowo są bardzo zasadniczy, jeżeli chodzi o poprawne wysławianie się w tym języku.
Są jakieś podobieństwa między kulturą Polski a RPA?
Przede wszystkim silna kultura alkoholowa. Południowoafrykańczycy lubią napoje wyskokowe i piją ich dużo. Alkohol jest nieodzownym elementem niemal wszystkich spotkań towarzyskich. Na szczęście trochę się to zmienia, podobnie jak w Polsce, choć wolniej. Gdy przyjechałam do RPA, alkohol był obecny podczas wszystkich imprez firmowych, co czasami kończyło się żenującymi sytuacjami, a nawet zdradami małżeńskimi. Nie wiem, czy to specyfika RPA, czy powszechniejsze zachowanie, bo „na poważnie” pracowałam tylko tutaj.
Natomiast w przeciwieństwie do Polski RPA jest krajem przyjaznym osobom LGBT+.
Prawodawstwo jest bardzo przyjazne – konstytucja z 1994 r. zakazuje dyskryminacji ze względu na orientację seksualną. Są związki partnerskie, równość małżeńska i adopcja dzieci przez pary nieheteronormatywne. Kapsztad, szczególnie od klasy średniej w górę, jest bardzo progresywny, ale kraj nie jest wolny od homofobii. Nawet tej grupie zdarzają się nienawistne komentarze, a wręcz przemoc fizyczna. Dotarła do mnie taka historia – właściciel zakwaterowania, widząc, że dwóch mężczyzn zarezerwowało u niego mieszkanie z jedną sypialnią, uznał, że się pomylili i zaproponował oddzielne sypialnie. Wyjaśnili mu, że są małżeństwem i chcą wspólnej, co mocno pana zmartwiło. Namawiał ich jeszcze na dwie sypialnie, ale ostatecznie ustąpił.
Skrajnym przykładem homofobii są tzw. gwałty korekcyjne na lesbijkach – niektórzy mężczyźni nie mogą zaakceptować, że kobieta może kochać kobietę, i próbują ją „naprawić”. Wiele osób – szczególnie w mniejszych ośrodkach – boi się zgłaszać homofobiczne ataki policji, bo funkcjonariusze też bywają uprzedzeni. Były też przypadki lekarzy odmawiających pomocy ofiarom homofobii – właśnie z powodu homofobii.
Czytaj też: Zmarła olimpijka Rebecca Cheptegei, oblana benzyną i podpalona. Mizoginizm jest zabójczy
Ponad 30 lat po wyborze na prezydenta Nelsona Mandeli problemem wciąż bywa kolor skóry.
Apartheid polegał na systemowym wmawianiu społeczeństwu RPA, że im ciemniejszą ma ktoś skórę, tym mniej jest człowiekiem i mniej praw mu przysługuje. Tłoczono to do głów przez kilkadziesiąt lat i nic dziwnego, że w niektórych zostało to do dziś. System może się zmienić z dnia na dzień, ale nie poglądy.
Są też silne stereotypy na temat migrantów.
To akurat nie jest specyfika RPA – w wielu krajach uważa się, że biedniejsi imigranci kradną pracę klasie robotniczej. W RPA ta ksenofobia wiąże się z afrofobią – większość nienawiści jest skierowana do przybyszów z innych krajów afrykańskich. Wynika to z przekonania, że biedni czarnoskórzy imigranci przyjmą pracę w każdych warunkach i za każdą stawkę, co psuje i tak trudny (statystyki mówią o 30-procentowym bezrobociu) rynek pracy w RPA. Choć biali emigranci przyjeżdżają tu z różnych powodów, w tym za głosem serca, stereotypowo uznaje się, że biały Europejczyk po dobrych studiach (ci często nazywają samych siebie ekspatami, nie imigrantami) przyjeżdża do RPA, żeby objąć stanowisko, które i tak jest niedostępne większości obywateli.
Zaczepki, wyzwiska, groźby, zastraszanie, wymuszanie zmiany miejsca zamieszkania to codzienność wielu imigrantów w RPA. Często dochodzi do przemocy fizycznej i takie historie trafiają na pierwsze strony światowych gazet. Rząd RPA niechętnie porusza ten temat, interweniując tylko wtedy, gdy jest do tego zmuszony. Niektórzy tutejsi politycy wyrażali i wciąż wyrażają się w sposób ksenofobiczny. Łatwiej jest im zrzucić winę za wysokie bezrobocie na imigrantów, niż ukrócić korupcję czy rozwiązać inne problemy. Hasło o „pozbyciu się imigrantów” stanowi też odpowiedź na nastroje społeczne.
W mediach społecznościowych często publikuje pani zdjęcia z restauracji, koncertów, teatrów, opery. Obserwujący nierzadko zwracają uwagę, że jest tam bardzo „biało”, i pytają: czy to na pewno Afryka?
W RPA z powodów historycznych kolor skóry jest dalej mocno powiązany ze stanem portfela, a w Kapsztadzie te nierówności są najbardziej widoczne. To, jacy ludzie przychodzą w dane miejsca, zależy od cen. Przez długi czas nie zwracałam na to uwagi, ale w pewnym momencie moja czarnoskóra koleżanka powiedziała mi, że nie lubi jeździć do restauracji przy winnicach w drogiej dzielnicy Kapsztadu, bo czuje, że ludzie się tam na nią gapią.
Zadomowiła się pani w RPA, ale czy były momenty, że chciała pani wracać do Polski?
O powrocie nie myślałam ani razu, a odkąd z mężem adoptowaliśmy syna, opcja ta tym bardziej nie wchodzi w grę. Syn jest czarnoskóry, a Polska wciąż jest bardzo białym krajem – wolałabym, żeby wychowywał się w miejscu, gdzie ma więcej reprezentacji, może zobaczyć czarnoskóre osoby jako dużą część społeczeństwa, także u władzy, jako lekarzy albo prawników.
Zdarzało się natomiast, że rozważałam wyprowadzkę z RPA, szczególnie w okresie pandemii, gdy opustoszałe ulice wyglądały jak kadr z filmu postapokaliptycznego. Obostrzenia covidowe nie działały jednak na przestępców, którzy dodatkowo się uaktywnili.
Było, minęło. RPA jest naszym domem i nie wiem, co zmusiłoby nas do opuszczenia go. Właśnie z tego przywiązania powstała książka – chciałam uświadomić ludziom, że życie w RPA nie jest czarno-białe i więcej niż jedna narracja może być prawdziwa.