Podzwonne płoszy duszę
Na wsi śmierć świadczy o żyjących. Ważne, jak kto umierał i jak opiekują się grobem
Na wsi śmierć świadczy o żyjących. Pamięć o zmarłym rozdziela się na trzy nurty, o których będzie się opowiadać jeszcze przez lata: jak żył, jak umarł i jak go chowali. Z czasem dojdzie czwarty: jak się opiekują grobem. Jeśli minie rok od śmierci, a wciąż nie będzie pomnika, ludzie będą patrzeć na taki grób z litością i ukrywaną wyższością. Zapalą na nim znicz – jako jałmużnę za spokój własnego sumienia.
Cmentarz jest jak osada za wsią, całe pokolenia sąsiadów znowu są tu obok siebie. A żywi sołtysują – dbają o mogiły jak o domy. Idzie się główną aleją jak drogą przez wieś i wszystko wraca, nawet stare plotki. Bardzo ważne, jak kto umierał – od tego zaczyna się większość wspomnień o ludziach z wiejskich cmentarzy.
Śmierć lekka, tylko pozazdrościć
Bogusława P. była głową pięcioosobowej rodziny i nic się bez jej decyzji nie odbywało. Umiała wrzasnąć i dać po łbie. Musiała taka być, ponieważ jej mąż – były kolejarz na rencie – tak bardzo tęsknił za lokomotywami, że do śmierci wspominał je przy wódce. A młodsze pokolenie – syn, synowa i dwaj dorastający wnukowie – było jakieś rozlazłe, niezdolne do rządzenia w gospodarstwie (tutaj dłuższa historia, jak bardzo niezaradni są dzisiejsi młodzi). Wieczorem P. podłączyła dojarki do krów, jak zwykle.
Rano nie żyła, zmarła we śnie, we własnym łóżku. Każdy by tak chciał. Począwszy od tej chwili Krzysiek, syn, nabrał niespotykanego wigoru. Wieś oglądała, jak krąży autem po okolicy i „łatwi sprawy” pochówku. Sprowadził księdza i lśniącą czarną furgonetkę. Wczesnym popołudniem Bogusława P. była już w chłodni w mieście powiatowym wraz ze swym owiniętym w folię ubraniem, które kupiła z myślą o śmierci. W dniu pogrzebu dostojni, ubrani w czarne fraki ludzie nieśli trumnę do kościoła, ksiądz mówił pięknie, organista grał podniośle, kwiaty przykryły trumnę, karawan był mercedesem.