Kosmiczni grzybiarze
Chodzą i patrzą pod nogi. Szukają meteorytów. „Romantycy z nas. Albo szaleńcy”
We wtorek 18 lutego o godz. 18.04 niebo nad Drelowem, gminą w województwie lubelskim, przeszył jasny ślad. Pan Henryk, który był wtedy na swoim podwórzu, nie widział go, ale usłyszał – coś jak uderzenie pioruna albo przelatująca rakieta, bardzo niepokojące. Po kilku sekundach wrócił do domu, nieświadomy, że właśnie był świadkiem upadku meteorytu.
Pan Roman, który kilka kilometrów dalej, we wsi Ostrówki, prowadzi gospodarstwo rolne, też nie miał o niczym pojęcia. Aż do soboty, gdy o poranku zobaczył kilkunastu ludzi depczących jego pole. „Co wy tu robicie?” – zapytał, na co odpowiedzieli: „To pan nie wie?”. Po czym wyciągnęli telefony i pokazali mu nagrania meteoroidu, uświadamiając, że prawdopodobnie rozbił się nieopodal jego posesji. Ich założenie (poparte solidnymi obliczeniami, ale o tym później) potwierdziło się niedługo później, gdy Maksymilian Jakubczak, członek Polskiego Towarzystwa Meteorytowego, znalazł pierwszy fragment o masie 93,4 g.
– I tak się tu nam kręcą od tego czasu ci poszukiwacze – mówi kilka dni później pani Agnieszka Siłaczuk, z zawodu rolniczka, z pasji poszukiwaczka, ale nie meteorytów, tylko poroży, choć gdyby miała więcej czasu, to za meteorytem też by pochodziła. I szybko wyjaśnia, że owi poszukiwacze nikomu z okolicznych, włącznie z nią samą, nie szkodzą. Ani ich samochody zostawiane na polach i poboczach, z rejestracjami zaczynającymi się na różne litery, nie wyłączając niemieckich i holenderskich. – Zresztą w tygodniu i tak się ich zrobiło mniej, bo w weekend to była ponad setka, a teraz ledwie kilkunastu – donosi pani Agnieszka. Ubrani jak na wycieczkę górską, przemierzają pola ze spuszczonymi głowami, szukając odłamków skały, która spadła z nieba.