Społeczeństwo

Zgniły kompromis ministry Hennig-Kloski

Porozumienie o przyszłości transportu konnego podjęto bez udziału strony społecznej. Porozumienie o przyszłości transportu konnego podjęto bez udziału strony społecznej. Paweł Murzyn / East News

Konie w Morskim Oku zostają, choć ma to być „transport kulturowy”. Ministra klimatu i środowiska Paulina Hennig-Kloska wraz z dyrektorem Tatrzańskiego Parku Narodowego Szymonem Ziobrowskim poinformowali o wypracowanym kompromisie. Konie będą ciągnąć wozy z turystami na trasie od Palenicy Białczańskiej do Wodogrzmotów Mickiewicza – gdzie ci będą się mogli przesiąść do elektrycznych busów. Bilet na taki transport łączony ma sprzedawać TPN razem z biletem wstępu w Tatry.

To nie jest żaden kompromis – mówi Anna Plaszczyk z Fundacji Viva!, jedna z głównych autorek raportu „Konie z Morskiego Oka. Cierpienie, którego nie widać”. – To, o czym rozmawialiśmy, miało być rozwiązaniem dającym turystom wybór: albo jadą elektrycznym busem, albo wozem. Jestem przekonana, że w krótkiej perspektywie czasu transport elektryczny wyparłby konie. Tymczasem mamy transport łączony: żeby skorzystać z busa, trzeba dojechać tam końmi. W dodatku jest jeden bilet. A jeszcze latem ubiegłego roku ministerstwo twierdziło, że będzie dążyło do likwidacji transportu konnego do Morskiego Oka.

Porozumienie o przyszłości transportu konnego podjęto bez udziału strony społecznej. A przecież to właśnie organizacje zaangażowane od lat w sprawę koni w Morskim Oku doprowadziły do ograniczenia liczby osób na wozie czy wydłużenia przerwy po kursie. To dzięki nim konie przechodzą od kilku lat regularne badania, mają sprawdzane kopyta. Nie zważając na to, dyrektor TPN, otwierając konferencję prasową, stwierdził, że są obecne wszystkie strony. – O podpisaniu listu intencyjnego dowiedzieliśmy się z mediów – tłumaczy Plaszczyk. – Wykluczono nas z rozmów, które, jak nieoficjalnie usłyszeliśmy, trwały od listopada.

Polityka 11.2025 (3506) z dnia 11.03.2025; Ludzie i wydarzenia. Kraj; s. 9
Reklama