Bóg z ludzką duszą
Czy terapia zastępuje dziś religię, a gabinet konfesjonał? Uwaga na fałszywych proroków
EWA WILK: – Czy psychologia i psychoterapia weszły w miejsce pustoszejące po religii?
TOMASZ STAWISZYŃSKI: – Z pewnością niektóre nurty terapeutyczne, czasem otwarcie, a czasem po kryjomu, zapuszczają się w rewiry, które można nazwać religijnymi. Istnieje też szeroko rozumiane zjawisko kultury terapeutycznej, o którym pisze m.in. izraelska socjolożka Eva Illouz, autorka książki „Saving the Modern Soul. Therapy, Emotions and the Culture of Self-Help” („Zbawienie współczesnej duszy. Terapia, emocje i kultura samopomocy”). Pokazuje tam, że różne potrzeby, tęsknoty, pragnienia, które w kręgu zachodniej kultury były kiedyś kształtowane i regulowane przez religię oraz obyczaj, w pewnym momencie znalazły się pod auspicjami pojęć i przekonań rodem z szeroko rozumianej tradycji terapeutycznej. W sprawach granicznych, fundamentalnych – takich jak miłość, śmierć, przemijanie, starość, cierpienie – religia często nie dostarcza już ani przekonujących odpowiedzi, ani symbolicznych form. Psychologia czy psychoterapia – jako dziedziny zainteresowane m.in. właśnie miłością, śmiercią, cierpieniem, sensem – w jakimś stopniu faktycznie wchodzą w opustoszałe po religii miejsce. Nie oznacza to jednak automatycznie, że same stają się religiami.
Nie chcę powiedzieć, że psychologia jako dziedzina ludzkiej wiedzy miała w zamiarze detronizację Boga, a psychoterapia zastąpienie praktyk religijnych, ale trochę tak wyszło.
Widziałbym je raczej jako odpowiedź na kryzys zinstytucjonalizowanych religii niż jako przyczynę tego kryzysu. Z pewnością stworzona na przełomie XIX i XX w. psychoanaliza Zygmunta Freuda wyrosła z tzw. odczarowania świata. Człowieka odmalowuje jako istotę biologiczną, zmuszoną do negocjowania pomiędzy ograniczeniami wynikającymi z funkcjonowania w rzeczywistości a pragnieniami, które żadnych granic nie znają.