Branka czy łapanka?
Branka czy łapanka? Czuć w Polsce opór przed poborem. W razie „W” będzie wielki chaos
W Rybniku tegoroczna kwalifikacja poszła wzorcowo. Andrzej Mizioch, naczelnik wydziału spraw obywatelskich, do zadania podszedł ambicjonalnie. W maju żegna się z urzędem. Chciał zostawić po sobie krystaliczny porządek. W tym roku frekwencję przed wojskową komisją kwalifikacyjną miał na poziomie 98,4 proc., czym zawstydził większość komisji w Polsce, w których stawiennictwo mają na poziomie 80 proc.
Mizioch komisje kwalifikacyjne w Rybniku organizuje od 2006 r., czyli jeszcze od czasów, kiedy w polskiej armii obowiązywał pobór, a wizyta przed komisją nie była czystą formalnością. – Z perspektywy lat mam wrażenie, że dzisiejsza młodzież jest mniej zaradna. Nawet zadzwonić do urzędu im trudno. Mamusia albo tatuś dzwoni, jakby pełnoletni chłopak sam nie potrafił zadbać o własne sprawy – mówi. Odnosi również wrażenie, że dzisiejsze pokolenie jest bardzo delikatne, żeby nie powiedzieć wydelikacone. – Psychologowie tłumaczą, że dorastali w cieniu covidu, stąd psychicznie są bardziej obciążeni. Moi rodzice dorastali w cieniu wojny, a przez życie szli, zupełnie się nie oszczędzając – dodaje. Jednak największe zagrożenie dla obronności kraju widzi gdzie indziej. – Rocznik podstawowy, który w tym roku podlegał kwalifikacji, to młodzież urodzona w 2006 r. To jeden z roczników lekkiego odbicia w urodzinach. A i tak stawiło się zaledwie 700 osób. Kiedyś mieliśmy tysiąc osób rok w rok. A będzie ich jeszcze mniej.
Kiedy A jest be
Niedawno armia zamówiła ankietę w populacji 18–25-latków. „Rzeczpospolita” opublikowała niedawno częściowe wyniki tego badania. Skomentował je gen. dr Karol Dymanowski, zastępca szefa sztabu generalnego. – Badanie rysuje obraz pokolenia, które dba głównie o komfort życia.