MICHAŁ R. WIŚNIEWSKI: Chciałbym zacząć od tego, że podobała mi się książka, ale nie mogę powiedzieć, żeby to była przyjemna lektura.
MARTA WRONISZEWSKA: Mam taki problem ze swoimi książkami, że nie nadają się na prezent, bo z jakiej okazji? W poprzedniej, „Tu jest teraz twój dom”, podejmowałam temat pieczy zastępczej, również ciężki.
Dzień dziecka i dzień matki. To święta sentymentalne, czas laurek, a tu potrzeba poważnej rozmowy o pracy reprodukcyjnej. I „Matka bez wyboru” tego tematu dotyka. To sytuacja z gatunku „człowiek pogryzł psa”, czy można by napisać „Ojciec bez wyboru”?
Raczej nie, bo jesteśmy zbyt przyzwyczajeni do wizerunku ojca, którego nie ma w rodzinie. Ktoś ostatnio mnie zapytał, „dlaczego matki odchodzą”, na co automatycznie odpowiedziałam: „a czy ktoś potrafi odpowiedzieć na pytanie, dlaczego ojcowie odchodzą?”. Czy pan potrafiłby?
Bo ich nigdy nie było, ojciec jest cały czas nieobecny. To nawet typowy obrazek w popkulturze. Odchodzące matki kojarzą mi się głównie z anime, to dość częsty wątek fabularny.
To ciekawe, i jak tam są oceniane?
Pojawia się oczywiście żal ze strony dziecka, ale można odnieść wrażenie, że te związki są pokazywane jako bardzo transakcyjne, jak te opisane w „Chłopkach” Joanny Kuciel-Frydryszak. Na przykład z mężczyzną, który nie jest w stanie utrzymać rodziny, należy się jak najprędzej rozwieść. To oczywiście tylko wrażenia z kultury popularnej, nasz patriarchat wygląda chyba nieco inaczej.