Chaos w głowie
Chaos w głowie? Może to ADHD. Droga do diagnozy w Polsce przypomina ruletkę
Wiosną tego roku na internetowych forach poświęconych zespołowi nadpobudliwości psychoruchowej z deficytem uwagi (ADHD) pojawił się wpis: „Powiedziałem szefowi, że je mam. A on na to: o, teraz jesteś modny!”. Sekcja komentarzy eksplodowała historiami o sceptycznych współpracownikach, lekceważących lekarzach i rodzinach, które uważają ADHD za wymyślną nazwę na bycie roztrzepanym. Witamy w Polsce, gdzie zaburzenie neurobiologiczne opisane po raz pierwszy 250 lat temu przez niemieckiego lekarza Melchiora Weikarda wciąż walczy o uznanie, uwięzione między rosnącą świadomością a lawiną mitów.
Wraz ze wzrostem liczby diagnoz toczy się coraz żywsza debata: czy ADHD jest nadrozpoznawane, czy może w końcu zaczynamy zauważać to, co przez lata ignorowaliśmy?
Mit goni mit
Dr hab. Jarosław Jóźwiak, psychiatra zajmujący się ADHD w Polsce, tłumaczy: – To zaburzenie skrajności. Energia, szybkość działania, koncentracja, dysregulacja emocji – na każdej z tych osi skaczesz od ściany do ściany. Osoby z ADHD raz są na 200 proc., a raz na zerze. Jako autor wydanego niedawno opracowania „107 mitów o ADHD” wskazuje na narosłe od wieków nieporozumienia wokół tego tematu. – Kiedy zaczynałem zbierać mity, myślałem o artykule z dziesięcioma. Skończyło się na książce, bo wciąż przybywało pacjentów z nowymi. Ostatnio ktoś napisał, że ADHD to efekt pasożytów – śmieje się, choć w jego głosie słychać nutę zrezygnowania.
W Stanach Zjednoczonych ADHD rozpoznano już u 11 proc. populacji, w Polsce – zaledwie u 0,2 proc. – Gdyby u nas stwierdzano 10 razy więcej przypadków, ludzie wyszliby na ulice z transparentami: „Przestańcie rozpoznawać ADHD i truć ludzi amfetaminą!” – żartuje dr Jóźwiak.