Grzechy księdza prałata
Grzechy księdza prałata. Gwałcił, łamał, odurzał. Skrzywdzeni nie chcą dłużej milczeć
Jego uczniowie, dziś dorośli mężczyźni z pięciu różnych krajów, w tym także z Polski, w czerwcu 2025 r. złożyli zeznania przed Państwową Komisją ds. Przeciwdziałania Wykorzystaniu Seksualnemu Małoletnich. Nie mogli już dłużej milczeć. Sam ksiądz, mimo zaawansowanego wieku, jest ciągle proboszczem w podparyskiej parafii.
Spotkanie w hotelu
W lipcu 2011 r. ksiądz prałat Eugeniusz Plater-Syberg pojawił się w hotelu pod Paryżem na spotkaniu z dawnymi uczniami. Usiedli przy stole, jak się siada w sądzie: oni – ośmiu dawnych wychowanków – po jednej stronie, on po drugiej. Poprosił o szklankę wody.
Ktoś włączył dyktafon w telefonie. Na nośniku zapisał się głos Eugeniusza Platera-Syberga. Otóż od dawna wiedział, że kiedyś mu wypomną to, co się działo za zamkniętymi drzwiami Niższego Seminarium Duchownego w Paryżu. Rozumie, że jeden z chłopaków – ten, którego brakowało na spotkaniu – odebrał sobie życie także z jego powodu. Każdego dnia całe lata myślał o tym, co im zrobił, każdego dnia cierpiał z tego powodu – Eugeniusz Plater niby się kaja, ale mówi o sobie, nie o ofiarach.
Potem zmienia ton. Nie, nie jest pedofilem. Był u specjalisty, któremu wszystko opowiedział, i usłyszał, że to było événement accidentel. Tylko i jedynie. Straszne czyny, ale muszą wiedzieć, że to się nie powtórzyło.
Nie wierzą mu. Za dużo ich, zbyt wiele lat to trwało. Eugeniusz Plater raz jeszcze zmienia ton na koncyliacyjny. Obiecuje, że zgłosi się do swojego biskupa, który najlepiej będzie wiedział, co z tym wszystkim zrobić. Obiecuje też, że niczego nie zatai przed zwierzchnikiem. Niestety nie może się zobowiązać, że do swoich czynów przyzna się publicznie. Tego im nie obiecuje – zdanie wraca jak lejtmotyw.