Mikrowyprawy to wielka sprawa
Nawet Sebiks z siłki potrzebuje przyrody. A 99 proc. Polaków nigdy nie było w lesie!
ANNA DOBROWOLSKA: – Byliście kiedyś na wakacjach w formule all inclusive?
ŁUKASZ DŁUGOWSKI: – Tak, choć to nie jest aktywność, która nas szczególnie ładuje. Mimo to rozumiem ludzi, którzy nie chcą myśleć, decydować, wybierać, tylko przez dwa tygodnie sobie poleżeć, bo są skrajnie wyczerpani. Jesteśmy w trudnym psychicznie czasie. Zmęczeni zmianami cywilizacyjnymi, wojną za wschodnią granicą, pandemią.
Jak zatem lubicie odpoczywać?
JOANNA DŁUGOWSKA: – Do tej pory to był po prostu plecak, namiot – i ruszaliśmy gdzieś w drogę, czyli tak zwany backpacking. Myślę, że wciąż oboje to lubimy. Po ostatniej wycieczce do Norwegii, gdzie podróżowaliśmy głównie stopem, stwierdziliśmy, że będziemy to robić nawet, jak będziemy starzy. Poznawanie ludzi w ten sposób różni się od tego, co oferują biura podróży. Tamten świat jest jednak jakby za szybką.
Ł.D.: – Mam ostatnio na głowie sporo spraw i nawet polubiłem komfort, lubię się przespać w hotelu. Ale ostatecznie bycie w przyrodzie wygrywa. Kilka dni temu, właśnie po takim ciężkim tygodniu, w którym byłem zakopany w obowiązkach, pojechałem na jedną noc do lasu, po to żeby wypatrywać na łące, czy czasami nie przyjdą tam wilki albo żubry. I nic nie robiłem, po prostu siedziałem i się gapiłem. Hotel mi jednak tego nie da.
Co daje taki kontakt z przyrodą?
Ł.D.: – Dla mnie bycie w przyrodzie to nie jest oglądanie kwiatów, drzew czy zwierząt. Dla mnie to kontakt duchowy, bardzo intymny, silny, taki, że przestaję czuć granicę pomiędzy mną a przyrodą.
Dla niektórych może to brzmieć dość abstrakcyjnie.
Ł.D.: – Jesteśmy na co dzień tak zalani masą informacji, bodźców, wrażeń, reklam, że jesteśmy trochę przytępieni, nasze zmysły właściwie nie funkcjonują.