Niebezpieczne związki?
Niebezpieczne związki partnerskie? Polacy żyją na kocią łapę. Zostaje wyjazd albo „niestety ślub”
Małgorzata, urzędniczka, miała ze sobą nieudane małżeństwo. Kolejnego już nie chciała, podobnie jak Krzysztof, jej partner: – Wystarczyło nam wspólne życie i zaufanie. Nie potrzebowaliśmy na to papierków, tak nam się przynajmniej wydawało.
O tym, jak życie w nieformalnym związku bywa skomplikowane i bolesne, przekonali się, gdy oboje poważnie zachorowali. Chcąc zasięgnąć informacji o stanie zdrowia Małgorzaty, Krzysztof słyszał w szpitalu, że nie jest jej mężem. Gdy okazał pełnomocnictwo notarialne od Małgorzaty, personel niechętnie udzielił informacji, ale nadal nazywano go „znajomym”. „Partner” nie przechodził nikomu przez gardło. Potem Krzysztof walczył w szpitalu o swoje życie. Jako osobę uprawnioną do kontaktu wpisał w dokumentacji Małgorzatę, ale lekarze nie udzielali jej informacji. Wszystkiego dowiadywała się jego matka, z którą był skłócony. – Gdy wyzdrowiał, miał o to pretensje, ale ze mną nikt się nie liczył – mówi Małgorzata.
– Niby każdy pacjent może upoważnić kogokolwiek do informacji o swoim zdrowiu i dostępu do dokumentów, ale w praktyce bywa z tym różne – potwierdza Dariusz, dziennikarz (dwa małżeństwa, od 21 lat związek nieformalny, a w nim dziewięcioletni synek). Gdy leżał w szpitalu i potrzebował dokumentacji medycznej z innej placówki, gdzie leczył się wcześniej, partnerce nie chciano jej wydać: formalnie była upoważniona, ale „nie jest przecież żoną”.
– Zostawił mnie z dwójką dzieci i bez dachu nad głową – mówi o byłym już partnerze Agnieszka. Byli ze sobą dziewięć lat „na kocią łapę”, bo Jarosław nie chciał małżeństwa, a inaczej nie mogli zalegalizować związku. Ona tyrała w urzędzie, potem w wiejskim obejściu partnera założyła gospodarstwo ekologiczne.