Studenci chwilowi
Studenci chwilowi: co trzeci pada ofiarą drop-outu. To wielka fala, nie wszystkim się podoba
Najwięcej studentów wykrusza się na początku. Uczelnie wciąż nie wiedzą, ilu zostanie immatrykulowanych, bo kandydaci zwykle aplikują do kilku szkół wyższych i na wiele kierunków. Nie ma w tej dziedzinie ograniczeń, więc ci ze słabszymi maturami składają wiele aplikacji, bo nie wiedzą, czy ktoś ich przyjmie, a ci z lepszymi, bo nie wiedzą, na co się zdecydować. Także po rozpoczęciu roku akademickiego ruch nie ustaje, bo część przyjętych nie odbiera legitymacji i nie podejmuje nauki; zmienili zdanie w ostatniej chwili. Potem zaczyna się nauka i odpadają kolejni, bo pierwszy rok zwany jest selekcyjnym.
W tym czasie wykrusza się średnio 15 proc. studentów, ale są kierunki i uczelnie, gdzie odsiew w pierwszych miesiącach sięga nawet 60–70 proc. – W naszej uczelni tak się dzieje szczególnie na kierunkach ścisłych, gdzie wymagana jest dobra znajomość matematyki i fizyki. Wiele osób dochodzi do wniosku, że sobie nie poradzi, choć oferujemy dodatkowe zajęcia wyrównawcze – wyjaśnia Mateusz Michalski z Akademii Nauk Stosowanych w Gnieźnie, koordynator projektu „Anty drop-out ANS Gniezno”.
Podobnie jest na innych uczelniach, gdy wyobrażenia studentów zderzają się z rzeczywistością. Kiedy nauka okazuje się za trudna albo niezbyt ciekawa, a życie studenckie nazbyt kosztowne, wiele osób decyduje się na szybki drop-out. Wybór studiów to zwykle pierwsza dorosła decyzja w życiu młodego człowieka, nie wszyscy sobie z tym radzą. Finalnie studia pierwszego stopnia, czyli licencjackie lub inżynierskie, kończy z dyplomem ok. 69 proc. osób, z czego tylko połowa w terminie. Wtedy też następuje kolejna wielka fala drop-outu, bo studenci uznają, że licencjat im wystarczy, i ze studiów magisterskich rezygnują. Jaka część zostaje, by studiować dalej, tego nie wie nawet ELA, czyli ogólnopolski system monitorowania Ekonomicznych Losów Absolwentów szkół wyższych.