Szok na widok głuchej mamy albo taty o kulach. Powoli kończy się na to przyzwolenie
Karolina i Mateusz mieszkają w niewielkim mieście na południu Polski. Nie mogą mieć dzieci, więc kilka lat temu pomyśleli o adopcji. Umówili się na wizytę w miejscowym ośrodku. Podczas pierwszej rozmowy psycholożka nie okazywała im jawnej niechęci, ale dwa tygodnie później otrzymali mail, że ośrodek nie widzi możliwości rozpoczęcia procedury, ponieważ jako osoby z niepełnosprawnością nie będą w stanie zająć się dzieckiem. – To było dla nas jak grom z jasnego nieba – wspomina Karolina. – Obydwoje z mężem jesteśmy niewidomi i liczyliśmy się z różnymi reakcjami urzędników, ale tak kategoryczna odmowa, nieuzasadniona w żaden merytoryczny sposób, bardzo nas zabolała. Nie zrezygnowaliśmy. Zgłosiliśmy się w innym mieście.
Tam zostali zakwalifikowani do szkoleń, ale procedury przerwał wybuch pandemii. Wrócili po dwóch latach i dowiedzieli się, że na rodzinę zastępczą czeka chłopiec z niepełnosprawnością wzroku. Po raz pierwszy trzyletni Tomek przyjechał do nich w sierpniu 2021 r. Była to już trzecia jego rodzina. – Na początku był ewidentnie w trybie „walcz i uciekaj”. Bał się, kiedy dzwonił domofon. Nieufnie podchodził do znajomych, którzy nas odwiedzali – opowiada Karolina.
Wkrótce się okazało, że brak wzroku u dziecka to niejedyny problem. U Tomka zdiagnozowano alkoholowy zespół płodowy i spektrum autyzmu. Rodzice zaczęli intensywnie poszukiwać informacji o tym, jak wspierać rozwój dziecka. Nawiązali współpracę z fundacją Tęcza. Na początku 2022 r.