Rozmyty obraz
Kradzież w Luwrze? Mieliśmy własną aferę: w Poznaniu zniknął Monet. Ta historia chwyta za serce
VIOLETTA KRASNOWSKA: – Wydawało się, że o tej kradzieży z 2000 r. wiadomo wszystko. 31-letni, bezrobotny murarz-posadzkarz z miłości do sztuki zapragnął mieć obraz Moneta na własność. Wyciął go z ramy, a w jego miejsce wstawił kartonową kopię. Chwytająca za serce historia, tym bardziej że obraz odzyskano. Jednak z pana ustaleń wynika, że zostaliśmy uśpieni tym romantycznym mitem, bo w rzeczywistości było zupełnie inaczej.
MACIEJ ODOLIŃSKI: – Mam pewność, że było inaczej. Zebrałem materiały, z których wynika, że przebieg zdarzeń przedstawiony przez prokuraturę na konferencji prasowej tuż po zatrzymaniu sprawcy – że złodziej działał sam, ukradł ze szlachetnych pobudek i nie planował sprzedaży – jest nieprawdziwy. Tę romantyczną wersję przyjęły także sąd i opinia publiczna.
Przez 10 lat obraz był schowany za szafą w mieszkaniu rodziców złodzieja. Czy będąc takim miłośnikiem Moneta, przychodził, by go oglądać?
Nie przychodził, nie oglądał, choć on twierdzi, że tak. Jego bliscy nie zauważyli, by kiedykolwiek interesował się sztuką. Gwoździe, którymi zabił skrytkę, nigdy nie były wyjmowane. Dlatego warto odkłamać tę naiwną narrację, że w zasadzie nic się nie stało, bo obraz się znalazł. Ta kradzież wyrządziła wiele szkód. Obraz mocno ucierpiał. Przecięte płótno zostało scalone, ale nie może być narażane na wibracje, jego transport jest wykluczony. „Plaża w Pourville” nie może być więc udostępniana innym muzeom, by mogła być podziwiana na całym świecie, tak jak na to zasługuje.
Miał pan dostęp do materiałów śledztwa, także operacyjnych, i to jeszcze zanim znaleziono sprawcę. Równolegle prowadził pan własne dochodzenie?
W 2005 r. zainteresowałem się tym tematem w ramach dokumentacji do scenariusza filmowego.