Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Społeczeństwo

Strefa zgniotu

Nawet Google nie dowierza. Reporter „Polityki” na znów otwartej granicy Polski z Białorusią

Kiedyś na parkingu i na szosie było pełno tirów – wspominają lokalni przedsiębiorcy. Od lewej: Aneta Hrybińska z agencji celnej w Kuźnicy Białostockiej, Katarzyna i Grzegorz Sosińscy, właściciele zajazdu Sosna w Kruklankach Kiedyś na parkingu i na szosie było pełno tirów – wspominają lokalni przedsiębiorcy. Od lewej: Aneta Hrybińska z agencji celnej w Kuźnicy Białostockiej, Katarzyna i Grzegorz Sosińscy, właściciele zajazdu Sosna w Kruklankach Marcin Kołodziejczyk
Polsko-białoruskie przejścia graniczne znowu otwarte po latach przerwy. Na jak długo?
Granica Polski i BiałorusiLech Mazurczyk Granica Polski i Białorusi

Liczby

Nawet wciąż aktualizowane mapy Google nie dowierzają: z Kuźnicy Białostockiej do białoruskiego Grodna wytyczają trasę przez Litwę lub Terespol. Czyli z 40 km robi się ponad 500 w jedną stronę. Do tego trzeba doliczyć mniej więcej dobę czekania w kolejce na przejściu. Liczby należy podwoić, jeśli się jedzie tam i z powrotem. W sumie zamiast pół godziny drogi – kilka dni. Zamiast pięciu litrów benzyny – kilkadziesiąt.

Granica w Kuźnicy była martwa przez cztery lata, ta w Bobrownikach ponad dwa i pół roku. Dla żyjącego z handlu z Białorusią Podlasia oznaczało to „gospodarcze wymarcie” – tak pisali w listach do rządu lokalni przedsiębiorcy. Ten czas to dziesiątki padających firm, setki straconych miejsc pracy, emigracja chlebowa, blisko 1 mld zł rocznie mniej dla regionu. „Strefa zgniotu” – napisali do Warszawy właściciele firm o swoim Podlasiu.

Pierwszy

Filmik z panem Marianem obiegł lokalne internety. O północy 17 listopada otwiera się granica w Kuźnicy, Marian wjeżdża na Białoruś swoim starym Passatem, a tam czeka dziennikarka „Grodzieńskiej Prawdy” z kamerą. W mroźnej, nocnej mgle Polak zostaje obdarowany kiełbasą białoruskiej produkcji i poproszony o wypowiedź, jako pierwyj grażdanin, który przekracza granicę po latach zamknięcia. Marian mówi, że codzienne życie stanie się łatwiejsze. Mówi płynnie po rosyjsku i nie ukrywa radości, więc sieciowi trolle zaraz „butują” go za propagandę. Ale wystarczy popytać w Kuźnicy, gdzie ludzie się znają – pan Marian istnieje naprawdę, ma żonę Białorusinkę, od której znów dzieli go pół godziny jazdy samochodem, nie doba. Nadgraniczne rodziny to na Podlasiu zwyczajność od pokoleń. Czy człowiek może się cieszyć, kiedy ma blisko do żony, a ich spotkanie przestaje mieć podejrzany politycznie i patriotycznie charakter?

Polityka 48.2025 (3542) z dnia 26.11.2025; Społeczeństwo; s. 28
Oryginalny tytuł tekstu: "Strefa zgniotu"
Reklama