Ona wychowała się w domu, gdzie kiedyś był zakład stolarski produkujący trumny. On najpierw mieszkał koło cmentarza, potem obok zakładu pogrzebowego. Śmierć była zawsze gdzieś blisko. Ona czuła się inna od rówieśników. Jako nastolatka uwielbiała samotne spacery w odludne miejsca, najlepiej na stare cmentarze. Siadywała na nagrobkach zastanawiając się, co też tam się dzieje pod ziemią; jak na tym drugim świecie jest. Jego dręczyła myśl, co to właściwie jest śmierć i dlaczego jest.
Nie potrafi odpowiedzieć, kiedy zaczęła się ta fascynacja. To tak jakby pytać księdza o powołanie. Zaczął gromadzić wiedzę o śmierci i układać w internetową encyklopedię. Jest tam wszystko. Począwszy od opisów procesów chemicznych i biologicznych, które zachodzą w ciele po śmierci, sekcji zwłok i narzędzi do nich używanych, poprzez tradycje pogrzebowe, psychologię żałoby, motywy śmierci w sztuce, muzyce i modzie, aż po trendy w biznesie pogrzebowym i przepisy go regulujące. Nekrofilii poświęcił oddzielną stronę. Jest tu historia zboczenia, od egipskich balsamistów po czasy współczesne, wyniki badań naukowych: psychologicznych, socjologicznych, seksuologicznych z całego świata, cytaty z literatury. Ot, choćby Heine: „Całuję zmarłą twą powiekę, moja cicha, moja blada, moja śliczna”.
Miłość po grób
Na forum tej strony spotkał się z Sybillą. Dla niej było to jak objawienie, że jest na świecie jeszcze ktoś drugi taki jak ona. Śmierć zazwyczaj rozdziela ludzi. Ich połączyła. O wspólnym zakładzie pogrzebowym marzyli od początku, żeby ludzi nie chowali pijani grabarze, żeby organizować pogrzeby indywidualne, oryginalne, np. motocyklowe z trumną w płomieniach, whiskey i bluesem. Na razie nie mieli jeszcze żadnego klienta, ale już marzą o kursie balsamowania zwłok i kosmetyki pośmiertnej.
Nie – stanowczo zaprzeczają – nie tylko nie są nekrofilami, ale też żywego nekrofila na oczy nie widzieli. Chyba żeby nekrofilię rozumieć szerzej; nie jako zboczenie seksualne, ale miłość do wszystkiego co martwe, uwielbienie dla estetyki smutku, aury pogrzebów, cmentarzy. Wtedy może tak, ale wolą, jak mówi się o nich tanatolodzy.
Ta nazwa się w Koszęcinie nie przyjęła. Kiedy sąsiad budował się obok, stwierdził: nieźle trafiłem, z jednej strony dewotka, z drugiej sataniści. – Dlaczego sataniści? – zdziwili się. – To nie wiecie, że cały Koszęcin tak o was mówi? Mówi też, że sypiają w trumnach, jeżdżą karawanem na zakupy, a w ogródku urządzili cmentarz.
Zwłok nie łakną
No więc po kolei: nie sypiają w trumnach, choćby dlatego, że to bardzo niewygodne i w gruncie rzeczy dosyć drogie. Nieprawdą jest też, że używają trumien zamiast mebli. Faktycznie, mają ich w domu sześć, wystawionych w saloniku dla przyszłych klientów zakładu pogrzebowego. Karawanem nie jeżdżą, żeby straszyć dzieci, ale dlatego, że samochód od czasu do czasu trzeba rozruszać, nawet jeśli jest to amerykański cadillac. Może faktycznie podjechali nim raz czy dwa do sklepu, ale nieprawdą jest, że piwo i wędliny pakowali do trumny; choćby dlatego, że w samochodzie trumny otworzyć się nie da.
Cmentarz w ogródku rzeczywiście był, ale ze styropianu, zbudowany na Halloween. Nieprawdą jest również, że zakład pogrzebowy otworzyli po to, żeby dorwać się do zwłok i propagować nekrofilię, bo po pierwsze nekrofilia to wrodzone zboczenie i propagować się jej nie da, po drugie żadnego kontaktu ze zwłokami mieć nie będą, bo do tego trzeba posiadać chłodnię, a oni nie mają, po trzecie – jak tłumaczy Konrad Rafalski – musieliby być idiotami, żeby, otwierając zakład pogrzebowy, propagowali nekrofilię, bo to tak, jakby pedofil reklamował, że otwiera przedszkole. Nie zamierzają też kupować czarnego tira do przechowywania zwłok, których sporo już mieli nazbierać, o czym niedawno doniósł im znajomy, który usłyszał o tym w sklepie.
W Koszęcinie jednak wiedzą swoje. Zakład Rafalskiego to przykrywka, żeby bezkarnie robić to, co i tak robią od lat. Zresztą niedawno potwierdziło się wszystko w „Dzienniku Zachodnim”. Pana Stanisława jednak artykuł w „Zachodnim” wkurzył. Napisali, że przez Rafalskiego ludzie w Koszęcinie z trwogą czekają co roku na Zaduszki.
– Ja 18 lat w piekle robił. Niczego się nie boję – deklaruje były górnik, popijając poranne piwo. Zarzeka jednak, że jakby co, Rafalskiemu pochować się nie da; jak chyba nikt w Koszęcinie. – Może miastowi jacyś, tacy sami jak oni.
Kolega pana Stanisława zacząłby od tego, że jest tolerancyjny i nie jego sprawa, kto w co wierzy. Jeden chodzi na sumę, drugi na Halloween. On osobiście raczej na sumę. – Ale coś tu być musi, bo Internet też podobno napisał, że oni zwłoki bezczeszczą – zastanawia się. Z drugiej strony kombinuje, dlaczego Internet to napisał, może ktoś go podpuścił. W Koszęcinie jest już przecież zakład pogrzebowy.
A tak ŕ propos Halloween, nie jest prawdą – jak napisał „Dziennik Zachodni” – że ze strachu przed Rafalskimi odwołano szkolną zabawę. Sybilla dzwoniła do dyrektora, ma to na taśmie. Usłyszała, że nie było chętnych. Jednak według Sybilli szkolny Halloween faktycznie odwołano ze strachu, tyle że nie przed nimi. Szkoła jest imienia Jana Pawła II. A jak w zeszłym roku inna szkoła, której patronem jest Jan Paweł II, urządziła taką zabawę, „Gość Niedzielny” podniósł larum, że w papieskiej szkole odprawia się pogańskie obrzędy.
Pierścionki trumienne
Do pewnego momentu wszystko to ich śmieszyło. Konrad Rafalski zakładając stronę o nekrofilii miał świadomość, że wstępuje na grunt grząski i ekstremalny. Zamieścił nawet ostrzeżenie, że nie jest to strona dla nieletnich i przewrażliwionych. Jest dumny ze swojej roboty. Tylu informacji o nekrofilii nie zgromadził w Polsce nikt. Korzystają z jego strony studenci, naukowcy, a nawet policjanci, którym przyda się trochę wiedzy przy ściganiu prawdziwych nekrofilów. I to się liczy, a nie miejscowy ciemnogród. Cóż z tego, że kiedy w Wigilię siedzą sobie w ogródku przy ognisku, wracający z pasterki parafianie poślą im trochę bluzgów. Albo że ksiądz w kazaniu mówi, aby nie obawiać się zła, które czai się w Koszęcinie. A jak mówią o nich rodzina Addamsów, to ich nawet bawi. Wbrew wszystkiemu kupili kolejny karawan, zabytkowy, konny. Na razie robi za ozdobę ogródkową, ale już zaczęli renowację.
Podczas ubiegłorocznego Halloween przestało być zabawnie. W trakcie imprezy wtargnęło do ogródka trzech ogolonych młodzieńców, wyciągnęli Konrada Rafalskiego za furtkę i pobili. Sprawa jest w prokuraturze.
W tym roku mimo wszystko postanowili nie rezygnować. Wydrążyli pół tony dyń. W ogródku urządzili cmentarz. Na drzewach zawisły kukiełki wisielców i kościotrupów, wzdłuż ścieżki stanęły znicze. No i przede wszystkim zaprosili silną ekipę znajomych. Planowali nawet w czasie imprezy zorganizować prywatny ślub i wymienić się czarnymi pierścionkami w kształcie trumien, ale po artykule w „Dzienniku Zachodnim” jakoś stracili ślubny nastrój. Chociaż pierścionki już noszą. – Są tak piękne, że nie wytrzymaliśmy – wyjaśnia Sybilla.
No i okazało się, że takiego Halloween jeszcze w Koszęcinie nie było. Przez ogródek Konrada i Sybilli przewinęło się ze 300 osób, i to miejscowych. A oni przez cały wieczór malowali gościom gotyckie makijaże, przebierali dzieci za mumie i wampiry.
– Tu jest po prostu nudno, na co dzień nic się nie dzieje. Widać wystarczy zorganizować cokolwiek, żeby przyciągnąć ludzi – mówi Sybilla. – Przyszli nawet jacyś chłopcy spytać, czy nie moglibyśmy ich zapisać do naszej sekty. Może byśmy i mogli, gdybyśmy jakąś mieli.