Dużo jest Wilsona w uczniowskich pracach pisemnych, fotograficznych, plastycznych. Emilka Andersen namalowała plakat z chagallowskim prezydentem USA unoszącym się nad placem, któremu patronuje. Paweł Borowiecki zaproponował wzniesienie jego pomnika za zasługi dla niepodległości Polski. (Za co już Wilson dostał plakat od Emilki i Order Orła Białego od Polski).
Na tle tej łaskawości amerykańskiej złowrogo brzmi przywoływane w pracach przemówienie cara Mikołaja I do Polaków: „Jeżeli będziecie się upierać przy waszych utopijnych marzeniach o Polsce niepodległej, ściągniecie na siebie wielkie nieszczęście. Wzniosłem tu Cytadelę Aleksandrowską i oświadczam wam, że przy najmniejszej niesubordynacji zburzę Warszawę i z pewnością nie ja ją odbuduję”.
Dziwią się uczestnicy konkursu – twierdze budowało się na świecie, żeby bronić miasta. Z tą było na odwrót. Jej armaty skierowano przeciw Warszawie, gdyby niepokorni Polacy rzucili się do kolejnego powstania. Nim Cytadelę zbudowano, car kazał zrównać z ziemią domy i siedliska 10 tys. mieszkańców, wygnać ich precz, ogołocić wszystkie tereny z drzew, żeby nic nie zasłaniało widoczności: martwa, pusta ziemia.
I właśnie na tym pustkowiu, kilka lat po odzyskaniu wolności w 1918 r., postanowiono zbudować Żoliborz. W cieniu twierdzy – piszą żoliborscy uczniowie – jako jej zaprzeczenie i negację. I posadzić drzewa. To dziadek Kuby, Władysław, pamięta sadzenie drzew na ulicy Czarneckiego. Pierwsze drzewko uroczyście posadziła 6-letnia Joasia Wojnarówna. Gdzie są dziś wnuki Joasi? Drzewko na placu Słonecznym rozrosło się dziś w wielki klon.
Na całym Żoliborzu masowo sadzono krzewy, kwiaty, zakładano trawniki – zielone pospolite ruszenie, żeby zapobiec tumanom kurzu i piasku z pól.