Nowa Huta to dla mieszkańców zwyczajnie Huta. W czerwcu 1949 r. wbito tu pierwszą łopatę. Miesiąc później pojawili się junacy ze Służby Polsce, którzy w socjalistycznym tempie zaczęli budować osiedla i sam kombinat metalurgiczny. 22 lipca stuknie 55-lecie pierwszego spustu stali. A pod koniec roku można będzie świętować 20 rocznicę usunięcia pomnika Lenina z placu Centralnego. To taki czas w życiu Huty, że prawie każdy – od gorliwych zwolenników po zażartych przeciwników jej budowy pod Krakowem – będzie miał okazję do świętowania.
1.
Dla jednych powraca pytanie, za co Kraków pokarany został Nową Hutą? Choć w tej historii nic już się nie zmieni, dyskusje są tak gorące, jakby ciągle można było zawrócić Wisłę. Huta zbudowana została, by zgnieść konserwatywny, katolicki i antysocjalistyczny kręgosłup Krakowa. Za niewłaściwe głosowanie w referendum w 1946 r. i w ogóle za brak rewolucyjnego entuzjazmu, mówiąc w skrócie.
Wszystkie decyzje gospodarcze miały wówczas wymiar polityczny. – Ale jak się popatrzy z dzisiejszej perspektywy, można dostrzec również sens ekonomiczny – mówi prof. Jacek Majchrowski, prezydent Krakowa.
Status Ziem Odzyskanych był niepewny, stanowiły one kartę przetargową w talii Stalina (losy Szczecina są najlepszym dowodem). Huta powinna więc powstać na ziemiach rdzennie polskich, w sąsiedztwie zaplecza naukowego: nie było wtedy lepszego niż w Krakowie, z Akademią Górniczo-Hutniczą. Przez Kraków szedł do początku lat 50. szeroki tor, zbudowany w czasie wojny dla potrzeb Armii Czerwonej. Mówi się o trzech propozycjach przedstawionych Warszawie i Moskwie. Wybrano tę 10 km od Rynku Głównego.
Powstał kombinat metalurgiczny, który w latach socjalistycznej świetności produkował ok. 6 mln ton stali. Przy nim olbrzymia dzielnica związana pępowiną z Hutą im. Lenina. Początkowo miała być oddzielnym miastem. W 1951 r. Nowa Huta włączona została do Krakowa. W latach 70. mieszkało w niej prawie 350 tys. ludzi.
W 1991 r. podzielono Hutę na pięć dzielnic: Czyżyny, Mistrzejowice, Bińczyce, Wzgórza Krzesławickie i starą Nową Hutę, skupioną wokół placu Centralnego. XVIII dzielnica – według krakowskiej numeracji – która w części doczekała się wpisania na listę światowych zabytków, ma dzisiaj 67 tys. mieszkańców.
Prezydent Majchrowski przypomina, że jeżeli zamiarem było stworzenie z huty opozycyjnego organizmu miejskiego wobec Krakowa, nie był to pierwszy przypadek w historii. – Podobnie było z Podgórzem, budowanym przez Austriaków jako przeciwwaga dla Krakowa. Kraków wchłonął Podgórze na początku XX w.
2.
Prof. Jacek Wódz, socjolog z Uniwersytetu Śląskiego, jako jeden z pierwszych rozpoczął badania nad Nową Hutą. Pod koniec lat 60. napisał pracę magisterską o wywłaszczeniach pod kombinat w Pleszowie, a na początku lat 70. doktoryzował się z patologii społecznych w Nowej Hucie. – To był pomysł polityczny – mówi. – Ale został tak zrealizowany, że wyciągnięci z biedy ludzie poczuli się docenieni. Mijały dopiero cztery lata po traumie wojennej. Setki tysięcy ludzi nadal szukało swojego miejsca na ziemi. Tyle samo chciało się wyrwać z przeludnionych wiosek pod strzechami. Do tego tysiące Polaków chciało się ukryć przed ludową władzą, a nie było wtedy lepszego miejsca niż wielka budowa socjalizmu. I nie była to zwykła wędrówka ze wsi do miast. – Już po kilku latach od wbicia pierwszej łopaty sprowadzano ludzi do miasta dobrze zorganizowanego – opisuje Wódz. Wtedy już standardem była ciepła woda, łazienka, centralne, gaz i zsyp na śmieci. (Jak z tych nowinek cywilizacyjnych na początku korzystano, to inna sprawa). – Rodzice ledwie kreślili litery, ale dzieci mogły wybierać między kółkami baletowymi i teatralnymi a klubami sportowymi. Zaczęły chodzić do kin i teatrów. Takiego eksperymentu, i w takiej skali, w PRL nigdzie nie przeprowadzono.
– Ale dobro jednych powstało na krzywdzie miejscowych ludzi – mówi Marek Stelmachowski, radny miasta Krakowa z PiS (PiS było przeciwne uroczystym obchodom 60-lecia Nowej Huty). Choćby jego dziadka Władysława Marcinka, znanego w Mogile kowala. Zabrano mu 7 ha urodzajnej ziemi. Za odszkodowanie mógł kupić lemiesz do pługa. – Pieniędzy nie wziął, do dziś leżą w sądowym depozycie. Machnęliśmy na to ręką, ale nie zapominamy, że awanse społeczne w Nowej Hucie odbyły się kosztem ludzi, którzy tu żyli – podkreśla Stelmachowski.
Drugie pokolenie ze strony Marcinków i Stelmachowskich związało się zawodowo z kombinatem. Niektórzy robili gospodarcze kariery w PRL. – Huta stała, a pracować gdzieś trzeba było – komentuje Stelmachowski.
3.
Andrzej Kochanowski, znany przewodnik po Warszawie, pokazywał pod koniec lat 60. stolicę wycieczce pań z Nowej Huty. Niespodziewanie zażyczyły sobie wizyty na Powązkach, chciały się pomodlić na grobie Bolesława Bieruta. Dlaczego? – Bo on odmienił nasze życie! – usłyszał Kochanowski.
Ojciec Macieja Twaroga przyjechał do Nowej Huty w 1951 r. spod Sandomierza. Spod strzechy i z biedy – jak większość ściągających wtedy na socjalistyczną budowę. Wyuczył się murarki. Matka zjawiła się później. Ukończyła szkołę pielęgniarek i położnych w Kielcach; pracę dostała w nowohuckim szpitalu im. Żeromskiego.
– Jeżeli chodzi o sam Kraków, mama była w nim tylko parę razy – mówi Twaróg. Protestowała przeciwko temu, że Kraków nie akceptował takich ludzi jak ona. – Tu miała kościół, sklepy, kina – Kraków jej nie interesował.
Maciej Twaróg, rocznik 1976, uważany jest za najbardziej radykalnego nowohuckiego patriotę. Był radnym Krakowa z ramienia LPR. Przyczynił się do uratowania ostatniego już kina Sfinks. Założył znany dziś Klub 1949 – bywają w nim wszyscy, którzy uważają, że historia Huty zaczęła się właśnie wtedy, a nie 20 lat temu. Wymyślił nowohuckie szopki bożonarodzeniowe. Pukano się w głowę – jak można konkurować z szopkami krakowskimi? Na pierwszy konkurs zgłosiło się prawie 50 twórców. Przedstawiali świętą rodzinę przy wielkich piecach, a nawet pod samym Leninem. – To jest właśnie kawałek naszego lokalnego patriotyzmu – mówi Twaróg.
W 2006 r. wpadł na pomysł nadania bezimiennemu placykowi na osiedlu Wandy imienia Piotra Ożańskiego – przodownika pracy, który był pierwowzorem Mateusza Birkuta, bohatera „Człowieka z marmuru” Andrzeja Wajdy. – Ojciec znał Ożańskiego i bardzo go cenił – wspomina Twaróg.
Ale wiosną tego roku część radnych Krakowa uznała, że socjalistyczny przodownik nie jest godny patronować czemukolwiek. Bartłomiej Garda, radny PO, dziwił się, że prawicowy polityk traktuje Ożańskiego jak bohatera. Ożańskiego usunięto – mimo głośnych protestów – teraz jest plac Przy Poczcie.
– A co mają wspólnego poglądy polityczne z prawdziwą historią Huty? – pyta Twaróg, który nie jest już związany z LPR. Odsłania prawe przedramię. Pokazuje tatuaż z podobizną przodownika. Nikt go nie usunie. – Tacy jak on, jak mój ojciec, byli twardymi ludźmi. Mamy się ich dzisiaj wstydzić? Twaróg mówi, że trzeba zrobić wszystko, żeby zachować pamięć o tym, co jego rodzice i dziesiątki tysięcy innych robili w Hucie i co ona dla nich zrobiła. Prowadzi więc teraz akcję „W poszukiwaniu junackiego ducha” – odnajduje pierwszych junaków, spisuje wspomnienia i zbiera pamiątki.
W Hucie niewielu ich pozostało, czas robi swoje. Swoje zrobiła harówka na samej budowie, a potem ciężkie warunki pracy w kombinacie i koksowni. Swoje zrobił alkohol. Pierwsze pokolenie, szczególnie to od wielkich pieców i układania cegieł, zapłaciło największą cenę za życie w nowym świecie. Na cmentarzu w Grębałowie leży sporo mężczyzn, którzy nie dożyli nawet czterdziestki. Stoją jednakowe krzyże odlewane w hucie.
Przez ostatnie lata, kiedy sukcesywnie kurczyła się potęga kombinatu metalurgicznego, Huta zaczęła przekształcać się w sypialnię Krakowa. Większość mieszkańców pracuje w przeróżnych usługach poza dzielnicą. Właściwa Nowa Huta, ta wokół placu Centralnego, zestarzała się, bo drugie pokolenie zaczęto już lokować w takich blokowiskach jak bardziej odległe Czyżyny.
Bożena i Stanisław Wójcikowie, ekonomistka i elektryk, od ponad 20 lat mieszkają w Mistrzejowicach. Bożena wychowywała się na osiedlu Uroczym, w czteropiętrowej kamienicy, z zadbanym podwórkiem, jak w parku. – Te podwórka to był wspaniały wynalazek, matki nas z okien doglądały – mówi Bożena. Drugie i trzecie pokolenie Huty trafiło już do wielkich i anonimowych blokowisk. – Zostało jeszcze trochę serdeczności i zażyłości, ale nowohuckie klimaty, jak huta, się skurczyły – ocenia.
Wójcikowie są przykładem splątywania się losów Krakowa i Huty. Ojciec Bożeny – rodowity Krakus, matka – repatriantka ze wschodu. W Hucie znaleźli dach nad głową. Stanisław – Krakus, jak zaczął bywać u Bożeny, był zdumiony zaopatrzeniem sklepów, wystrojem restauracji. – Kraków wtedy takich nie miał – przyznaje. Teraz wszystko się odwróciło. – Huta zmarniała.
W Hucie wciąż są najtańsze mieszkania, tańsze niż w Krakowie, ale nie ma już ogłoszeń: Kupię mieszkanie – Nowa Huta wykluczona. Może i to się zmieni, bo plan rewitalizacji NH jest zatwierdzony, choć wciąż nie ma pieniędzy na realizację. Jeśli się znajdą (może z Unii?), Huta zyska blask, bo są tu domy, których nie remontowano od wybudowania.
Jak zmieniali się mieszkańcy Nowej Huty? To tutaj przez lata była największa organizacja PZPR w kraju, a później największa struktura Solidarności.
4.
Z Maciejem Twarogiem spotykamy się na placu Centralnym im. R. Reagana. – Zebraliśmy prawie 13 tys. podpisów przeciwko Reaganowi, ale nawiedzeni radni je zignorowali – przypomina. Zresztą i tak dla wszystkich pozostał na zawsze plac Centralny.
Plac się zaludnia późnym popołudniem, najwięcej jest dzieci na rolkach i rowerach. Matki z wózkami, staruszkowie zasiadają na ławeczkach, tu i dalej, w Alei Róż. Schodzą się całe bloki. Wszyscy się znają. – W żadnej innej dzielnicy Krakowa nie ma takiego swojskiego klimatu, to jest właśnie charakter Huty – mówi Twaróg i dodaje, że podobny klimat był, jak stał tu Lenin, który teraz trafił do miasteczka osobliwości w Szwecji. – Tylko młodzieży było więcej, Huta wyraźnie się starzeje.
Najstarsza nowohucka restauracja Stylowa, przez lata najpopularniejsza, dziś jest jedną z ostatnich, jaka jeszcze trzyma się na rynku. Jej współwłaścicielka Stanisława Olchawa pochodzi spod Nowego Sącza. Zaczynała w Arkadii jako kelnerka. Teraz jest tam bank. Kilka lat temu w okolicy pojawiły się konkurencyjne restauracje. Wszystkie padły. – Jest coraz trudniej. W Stylowej niewiele się zmieniło, bo co tu zmieniać? Ponad pół wieku temu położono posadzkę z porządnego marmuru, to i leży do dzisiaj jak nowa. – Zachowujemy klimat.
Po latach pracy w gastronomii restauratorka mogłaby uczyć historii. Za Lenina w hucie pracowało 38 tys. ludzi i drugie tyle wokół. – Restauracje i kawiarnie pękały w szwach – opowiada Olchawa. Tylko w Stylowej za komuny schodziło przynajmniej 10 beczek piwa dziennie, każda po sto litrów, i niewyobrażalne ilości wódki. A w dni wypłat ci z hoteli robotniczych pokazywali na bar i zamawiali: stąd – dotąd. – Bardziej też opłacało się zjeść w restauracji niż gotować w domu.
W połowie lat 90., gdy huta nosiła imię Sendzimira, ruch w interesie był, ale już mniejszy. W hucie pracowało ok. 17 tys. osób. Teraz Arcelor Mittal zatrudnia blisko 4 tys. i wciąż zwalnia, bo ogranicza produkcję. Kryzys. – Z Huty mało już kto tu przychodzi, emeryci gotują w domach, zmienił się też styl życia i picia – zauważa restauratorka.
Tradycyjną klientelę zastąpili turyści. – W ubiegłym roku przeszkoliliśmy z historii Nowej Huty ponad 200 przewodników – mówi Wiesława Wykurz, zastępca dyrektora Nowohuckiego Centrum Kultury.
Stylowa kończy działalność o 23.00, choć ma zezwolenie do trzeciej nad ranem. Ale muzyka może grać tylko do 22.00 – zdecydowali radni, na żądanie okolicznych mieszkańców. – A dziś ludzie chcą się bawić do rana – tłumaczy Olchawa. Dlatego Huta imprezuje na Rynku Głównym. Starsza pani z wnuczkiem na zamierającym po dwudziestej placu Centralnym tłumaczy: – My tu chcemy mieć spokój, a nie taką Sodomę i Gomorę jak w Krakowie. Tam po rynku nago ganiają.