Gdy na portalu internetowym Feminoteka pojawiła się informacja o powołaniu Śląskiej Przedwyborczej Koalicji Kobiet, pod tekstem ktoś dopisał komentarz "Kongresowa zaraza idzie w Polskę. I bardzo dobrze". Pomysł Koalicji faktycznie zaczął się od kongresu. A dokładniej od tego, że Halinę Sobańską, prezeskę sosnowieckiego Stowarzyszenia Aktywne Kobiety, wzięli diabli. - Gdy na panelu „Kobiety w polityce" usłyszałam od prawicowych posłanek, że parytety są niepotrzebne, bo dobro się obroni, a kobiety wybrane do Sejmu po wprowadzeniu parytetu czułyby się niezręcznie, to aż się we mnie zagotowało - wspomina. Wieczorem, w kawiarni, z koleżankami zdecydowały, że trzeba zrobić cokolwiek - teraz, już - żeby dla kobiet w polityce znalazło się więcej miejsca.
Śląską Koalicję Przedwyborczą Kobiet powołały 3 lipca (zaprosiły też koleżanki z Partii Kobiet oraz Ogólnopolskiego Związku Pielęgniarek i Położnych). Będą zbierać pieniądze na kampanię samorządową dla kandydatek z różnych list, na szkolenia z prowadzenia kampanii, będą też lobbować u lokalnych polityków na rzecz parytetów.
Uwolnić się od liderów
„Kongresowa zaraza" musi się szerzyć oddolnie, bo z realizacją postulatów kongresu na wyższych szczeblach raczej będzie ciężko. Prezydent miał co prawda zadeklarować poparcie dla dwóch najważniejszych spraw: obiecał, że jeśli ustawa wprowadzająca parytety na listach wyborczych trafi na jego biurko, podpisze ją (choć ma wątpliwości, czy miejsc dla kobiet powinno być 50 proc., czy mniej), przychylnie mówił też o pomyśle powołania niezależnej instytucji Rzecznika ds.