Szymon Marciniak będzie sędziował finałowy mecz mistrzostw świata pomiędzy Argentyną i Francją. Pomagać mu będą Tomasz Listkiewicz i Paweł Sokolnicki. W sędziowskiej obsadzie znalazł się także Tomasz Kwiatkowski. To prawdziwy i bezdyskusyjny sukces. Obyśmy to samo mogli powiedzieć, gdy Marciniak ostatni raz gwizdnie w niedzielę późnym wieczorem.
Szymon Marciniak rozpoznał ich bojem
Ta wiadomość wisiała w powietrzu. Polski sędzia wraz ze swoją stałą ekipą dobrze zapisali się podczas swoich dwóch wcześniejszych spotkań: Francji z Danią i Argentyny z Australią. Można powiedzieć, że obu finalistów rozpoznał bojem. To pewnie był jeden z argumentów przemawiających za nim i jego asystentami. Był skupiony, zdecydowany i... znacznie poważniejszy niż zwykle.
Napięcie było stopniowane. Katar opuszczali kolejni arbitrzy, żeby na koniec została dwunastka (teoretycznie) wspaniałych. Złośliwość jest na miejscu, bo czynników, które są brane pod uwagę, jest chyba więcej niż przy losowaniu eliminacyjnych grup w mistrzostwach świata. Na przykład unika się wyznaczania na rozjemcę kogoś pochodzącego z tego samego kontynentu co jedna z rywalizujących drużyn. Mówiło się, że Marciniak miałby większe szanse, gdyby to Maroko miało zmierzyć się z Argentyną. Najwyraźniej argument geograficzny nie był decydujący.
Na giełdzie nazwisk wysokie notowania miało kilku sędziów. Dwóch z nich: Włoch Daniele Orsato i Meksykanin Cesar Ramos, musiało się zadowolić półfinałami i to ich wykluczało z grona kandydatów. Na marginesie – do obu zgłaszano uwagi. Do Ramosa bardzo konkretne. Meksykanin nie poradził sobie z tymi zawodami. Ostatecznie szef sędziów FIFA Pierluigi Collina wraz ze współpracownikami postawił na Polaków.
Marciniak jest po prostu świetnym sędzią
Niemal 42-letni Szymon Marciniak konsekwentnie dążył do zdobycia sędziowskiego szczytu. Jako młody chłopak kopał piłkę w Wiśle Płock. Kariery nie zrobił, ale czucie futbolu bardzo mu się przydaje od czasu, gdy zaczął biegać z gwizdkiem. Szybko pokonywał kolejne szczeble kariery. Od kilkunastu lat prowadzi mecze w ekstraklasie. Od dawna jest także rozpoznawalny za granicą. Nie dlatego, że ma charakterystyczną fryzurę (a raczej jej brak), a dlatego, że jest świetnym sędzią.
Długo można wymieniać ważne mecze, do których był wyznaczany, np. półfinału Ligi Mistrzów. Było także Euro 2016 i mundial w 2018 r. Co ciekawe, w ubiegłym roku ominęły go kolejne mistrzostwa Europy. Zdarzały się błędy. Najlepiej zapamiętany to niepodyktowanie rzutu karnego w Champions League w meczu Liverpoolu z Juventusem. Poszkodowana została włoska drużyna. Tyle że nie ma sędziów idealnych. Nawet w dobie VAR. Polak ma tę wartościową cechę, że potrafi przyznać się do pomyłki.
Marciniak jeździ ze stałymi asystentami, którzy też pracują na jego świetne notowania. Jeden z nich, Tomasz Listkiewicz, będzie biegał wzdłuż bocznej linii boiska podobnie jak jego ojciec Michał w 1990 r. we Włoszech. To dodatkowy smaczek. Tata ocenił ostatnio, że Tomek go przerósł umiejętnościami.
Reprezentanci naszego kraju wybiegną na boisko stadionu Lusajl w niedzielę. Wolelibyśmy co prawda, żeby było ich tam jedenastu, a nie trzech, ale cieszmy się z tego, co mamy. I na chwilę zapomnijmy o naszych orłach i ich trenerze.