Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Sport

Do 30 razy sztuka

Magda Linette: do 30 razy sztuka. Dlaczego jej droga w górę była długa

Magda Linette Magda Linette Quinn Rooney / Getty Images
Po półfinale Australian Open Magda Linette wreszcie wyszła z cienia Agi i Igi.
W jednym z wywiadów przyznała, że zawodowy tenis zbyt często zamienia ją w kłębek nerwów: stresuje się losowaniem, przeciągającym się oczekiwaniem na mecz oraz występami przed dużą publicznością, a porażki śnią jej się po nocach.Attila Husejnow/Forum W jednym z wywiadów przyznała, że zawodowy tenis zbyt często zamienia ją w kłębek nerwów: stresuje się losowaniem, przeciągającym się oczekiwaniem na mecz oraz występami przed dużą publicznością, a porażki śnią jej się po nocach.

Tegoroczny Australian Open miał dać odpowiedź na pytanie, czy Iga Świątek umocni swoje panowanie w kobiecym tenisie. Liderka rankingu nie przebrnęła jednak czwartej rundy, ale polskie emocje wraz z tym nie zgasły. Swą notoryczną wielkoszlemową niemoc wreszcie przełamał Hubert Hurkacz, w finale debla znalazł się niespodziewanie Jan Zieliński, ale prawdziwą sensacją stała się Magda Linette, tenisistka z cienia, pogodzona, wydawało się, nawet z rolą rodzimej rakiety numer dwa: teraz za Igą, a wcześniej za Agnieszką Radwańską.

Po drodze do półfinału w Melbourne, w którym dzielnie opierała się porywistej sile Aryny Sabalenki (która ostatecznie sięgnęła po swego pierwszego szlema), Linette imponowała w kolejnych meczach, korzystając z tego, co od zawsze było jej znakiem rozpoznawczym: świetnego backhandu, nienagannego przygotowania fizycznego oraz umiejętności rozrzucania przeciwniczek po kątach kortu. – Aż do starcia z Sabalenką doskonale neutralizowała siłę gry rywalek. A poczucie, jakie musiało im towarzyszyć – że uderzają mocno, a piłka i tak wraca, na dodatek w kąśliwy sposób – jest niezwykle frustrujące oraz deprymujące – zwraca uwagę Radosław Szymanik, były trener męskiej reprezentacji.

Tak spektakularny wynik w turnieju wielkoszlemowym Magda Linette zaliczyła dopiero za 30. podejściem. Nigdy wcześniej nie grała nawet w drugim tygodniu zawodów tej rangi; szczytem jej osiągnięć była trzecia runda. Rankingową pozycję miała co najwyżej niezłą (ostatnio zakotwiczyła w piątej dziesiątce), co oznaczało z jednej strony pewność gry w najważniejszych turniejach, ale też konieczność sprostania na dość wczesnym etapie wyżej notowanym rywalkom. I choć zdarzały się zwycięstwa z przeciwniczkami z pierwszej dziesiątki, to na ogół Linette nie szła za ciosem.

Polityka 6.2023 (3400) z dnia 31.01.2023; Sport; s. 94
Oryginalny tytuł tekstu: "Do 30 razy sztuka"
Reklama