Po dołującym ubiegłym sezonie w tym roku Polacy znów liczą się w ścisłej światowej czołówce. Na pewno duża w tym zasługa nowego trenera, rówieśnika naszych mistrzów – Austriaka Thomasa Thurnbichlera.
Świetny Kubacki, powrót Stocha
Przed piątkowym konkursem nadzieje kibiców były wielkie. Nie tylko z powodu mistrzostwa Piotra Żyły sprzed kilku dni na mniejszym obiekcie i wysokich lokat w tym samym konkursie Dawida Kubackiego oraz Kamila Stocha. Także ze względu na ich świetne wyniki w kwalifikacjach i serii próbnej. Jednak nie tylko Polacy mieli rozbudzone apetyty, a poza tym, jak to w skokach narciarskich, dużo do powiedzenia miała pogoda i sędziowie.
Największą radość przeżyli gospodarze, bo Słoweniec Timi Zajc nie miał sobie równych. O swoich wyczynach z poprzednich sezonów przypomniał sobie Japończyk Ryoyu Kobayashi, który wyprzedził, chyba trochę tym zawiedzionego, Dawida Kubackiego.
Tak czy owak, kolejny medal bardzo cieszy, ale tak samo – a może jeszcze bardziej – powrót formy trzykrotnego mistrza olimpijskiego Kamila Stocha. Po szóstej lokacie na skoczni normalnej Stoch liczył się teraz w medalowych kalkulacjach do ostatniego skoku. To wielki wynik, bo pamiętamy jego cierpienia jeszcze kilka tygodni temu. Nie wszyscy przecież utytułowani zawodnicy potrafią uporać się tak szybko z problemami, a forma niektórych ginie bezpowrotnie.
Jak pójdzie drużynie?
Za Polakami znaleźli się zawodnicy, którzy mieli prawo liczyć na podium. Choćby bezapelacyjne lider Pucharu Świata Halvor Egner Granerud czy Stefan Kraft i Karl Geiger.