Beton olimpijski
Hojny wujek z PKOl. Jak się Piesiewicz próbuje przyspawać do stołka
Już przed świętami Bożego Narodzenia ma się odbyć nadzwyczajne walne zgromadzenie delegatów Polskiego Komitetu Olimpijskiego. Najważniejszy punkt porządku obrad to głosowanie nad nowym statutem. Wprowadza on rewolucyjne zmiany, na czele z bezprecedensowym wydłużeniem kadencji prezesa Radosława Piesiewicza z czterech lat do niemal dziewięciu. Piesiewicz rządzi zaledwie od kwietnia. Działacz jednego ze związków: – To standardy rodem z bananowych republik. W zarządzie PKOl są medaliści olimpijscy, wysoko postawieni działacze w strukturach światowych. Mają apetyt na prezesurę, dlaczego mieliby się godzić na zabetonowanie Piesiewicza?
Być może jeszcze ważniejsza jest druga nowelizacja: zmiana równowagi sił na walnym zgromadzeniu (najwyższym organie PKOl, uprawnionym m.in. do wyboru prezesa i udzielania absolutorium zarządowi). Do tej pory przedstawiciele związków olimpijskich dysponowali trzema głosami, a nieolimpijskich jednym. Teraz proporcja ma wynosić 5:2. Do tego jeszcze forsowany jest zapis, by w imieniu każdego ze związków albo innych podmiotów uprawnionych do podejmowania decyzji występował – dysponując całym pakietem głosów – jeden delegat. – Intencja jest czytelna: kontrola i sterowanie. Jedną osobę łatwiej przekabacić albo obłaskawić niż grupkę – uważa członek zarządu PKOl.
Radosław Piesiewicz od 2018 r. jest też prezesem Polskiego Związku Koszykówki – dzięki komitywie z Jackiem Sasinem, który jako szef resortu aktywów państwowych dawał spółkom Skarbu Państwa zielone światło do sportowego sponsoringu. Piesiewicz nie tylko angażował jako sponsorów koszykówki kolejne państwowe firmy, ale też osobiście decydował, w jakim klubie pieniądze wylądują. Niepokornym zabierał, lojalnych nagradzał. Gdy zgłosił swój akces do przewodzenia PKOl, delegatom na zjazd nie trzeba było dwa razy powtarzać, że inwestycja w kolegę ministra Sasina może się opłacać.