Paryż–Warszawa, wspólna sprawa
Paryż–Warszawa, wspólna sprawa. Letnie igrzyska już budzą wielkie kontrowersje
Rekomendacje Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego w kwestii startu w paryskich igrzyskach zawodników z Rosji i Białorusi brzmią następująco: zakaz wstępu dla sportowców zrzeszonych w klubach powiązanych z resortami mundurowymi, całkowite wykluczenie z udziału w rywalizacji zespołowej, ewentualne występy bez prawa do eksponowania flagi, hymnu i godła. Będą, a jakby ich nie było.
Jedni mówią: furtka została uchylona i na dodatek nie ma pewności, czy uda się zweryfikować owo członkostwo w gwardyjskich, resortowych klubach. Inni: udział Rosjan i Białorusinów będzie raczej niezauważalny. Na początku grudnia, gdy rekomendacje MKOl zostały ogłoszone, prawo startu w Paryżu pod neutralną, olimpijską flagą wywalczyło zaledwie ośmioro Rosjan i troje Białorusinów. A wolnych miejsc ubywa. Jedno jest pewne: wpływy Rosjan w światowym sporcie nikną w oczach. – Zachowali je właściwie tylko w jeździectwie, boksie, judo i zapasach. Można się też spodziewać w Paryżu tenisistów, rywalizujących przecież bez przeszkód w zawodowych turniejach – wylicza Tomasz Majewski, dwukrotny mistrz olimpijski w pchnięciu kulą oraz szef polskiej misji olimpijskiej na Paryż.
Poza tym nawet wywalczenie kwalifikacji może nie być równoznaczne z obecnością na igrzyskach. – Do tej pory przepustką do kraju organizatora była olimpijska akredytacja. Francuzi od tego odstąpili, trzeba będzie również otrzymać wizę wjazdową [wymóg nie dotyczy oczywiście obywateli krajów Unii Europejskiej – red.]. Po coś to zrobiono – zwraca uwagę Majewski.
Opinia na temat udziału rosyjskich i białoruskich sportowców w paryskich igrzyskach zależy głównie od kraju zamieszkania. Im jest on bliżej wojny, im większy lęk przed kremlowskim imperializmem, tym pryncypialność większa.