Kto jak nie one! Polskie królowe wspinaczki mają złoto i brąz. Pięściarka w finale
Wspinaczka na czas rozstrzyga się w błyskawicznym tempie. W ćwierćfinale obie nasze zawodniczki przebiegły po ścianie szybciej od przeciwniczek – Hiszpanki i Chinki. I w tym momencie było już wiadomo, że co najmniej jedna z nich stanie na podium.
Aleksandra Mirosław na topie
Po kilku minutach o prawo startu w wielkim finale stanęły obok siebie Polki. Początkowo wydawało się, że minimalnie z przodu jest Kałucka, ale pierwsza dotknęła czerwonego prostokąta na szczycie rekordzistka świata i wielka faworytka Mirosław. Czasy 6,19 do 6,34 s. To niewiarygodne, że można tak szybko wbiec na taką wysokość.
Po następnych minutach było już wiadomo, że obie Polki są medalistkami. W wyścigu o brąz Aleksandra Kałucka zdecydowanie pokonała Indonezyjkę Salsabillah. Nie było wątpliwości, gdyż przeciwniczka w pewnym momencie się potknęła.
I wreszcie wielki finał. Obok Polki stanęła Chinka Deng Lijuan. Do końca nie można było być pewnym, kto dotrze do mety (topu) na pierwszym miejscu. Po chwili mogliśmy głęboko odetchnąć. Mirosław 6,10 s, Deng minimalnie wolniej – 6,18 s.
Kto jak nie one!
Na pięć dni przed zgaszeniem ognia olimpijskiego polski dorobek wyglądał biednie, żeby nie użyć dosadniejszego sformułowania. Trzeba było długo szukać Polski w klasyfikacji medalowej. 53. miejsce na 69 sklasyfikowanych to bardzo słaba lokata. Nasze nastroje trochę się poprawiły w środę po świetnym eliminacyjnym rzucie oszczepem Marii Andrejczyk (65,52 m) i zwycięstwie zapaśnika Arkadiusza Kułynycza z tureckim mistrzem świata Alim Cengizem. Ale w obu przypadkach droga do podium jeszcze daleka.
Co innego z naszymi reprezentantkami we wspinaczce na czas. Jak nie one, to kto? Aleksandra Mirosław w eliminacjach dwa razy wspinała się szybciej niż ktokolwiek wcześniej.