Początkowo był to nieznany wirus, który zaatakował ludność zachodnich obwodów kraju. Później wirus okazał się grypą, a nawet grypą świńską A/H1N1. Nie było wiadomo ile osób zachorowało, ile zmarło, bo zza naszej wschodniej granicy płynęły sprzeczne doniesienia. Przez moment nawet wyglądało, ze więcej osób zmarło niż choruje. Zapanowała panika, a ulice opustoszały.
Pewne okazało się jedno: chaos. We Lwowie, Iwano-Frankowsku i Tarnopolu, gdzie choroba zaatakowała najgwałtowniej, zabrakło w aptekach szczepionek, ale przede wszystkim leków przeciw grypowych, przeciwwirusowych oraz zwykłej aspiryny, witaminy C i maseczek, które stały się przedmiotem pierwszej potrzeby. Na Ukrainie aptek jest równie dużo jak w Polsce i przed każdą ustawia się kilkusetosobowa kolejka. Kiedy Ministerstwo Zdrowia Ukrainy plątało się w zeznaniach, inicjatywę przejął prezydent Wiktor Juszczenko i pojechał do Lwowa.
Z porannych danych prezydenckich służb oraz Biura Bezpieczeństwa Narodowego wynikało, że na grypę zmarło 49 osób, a 180 – tys. choruje, że to grypa sezonowa i na A/H1N1 zmarła jedna osoba. Po południu z kolei podano, że 22 osoby zmarłe na grypę były zarażone niebezpiecznym szczepem, zaś kolejne 45 przypadków jest badanych. Łącznie zarażonych jest 255 tys. osób, 15 tys. wylądowało w szpitalach. Prezydent zwrócił się o pomoc humanitarną do prezydenta Polski, a następnie zaapelował o pomoc międzynarodową. Polskę poprosił także o wykonanie testów próbek na obecność wirusa A/H1N1: już wiadomo, że miałby się tym zająć Wojskowy Instytut Higieny i Epidemiologii w Puławach. Juszczenko dał do zrozumienia, że rząd nie radzi sobie z epidemią. Natychmiast premier Julia Tymoszenko ogłosiła więc, że na świńską grypę zmarło 14 osób.