Szwedzkie więzienia słyną z wysokiego standardu. Oddany do użytku przed dwoma laty nowy zakład w Sali, mieście w pobliżu historycznej Uppsali, przypomina jakością kilkugwiazdkowy hotel. Wcześniej przerobiono na więzienie dawny budynek uzdrowiskowy w nadbałtyckim Kalmarze. Za komuny zdarzały się przypadki, że Polacy (również inni przybysze z obozu) popełniali przestępstwa i dawali się złapać, żeby posiedzieć w komforcie i przy okazji jeszcze zarobić legalnie pracując. I dziś można odczuć nieznośną chęć odosobnienia, kiedy się usiądzie na oszklonym balkonie zakładu w Sali z polską książką z więziennej biblioteki i zapatrzy na uspokajającą zieleń okolicznych lasów.
Ale nie dajmy się zwieść pozorom. Nowoczesne więzienie w Sali uchodzi za trudniejsze do ucieczki, niż było otoczone wodami oceanu historyczne Alcatraz, chociaż nikt tu nie zamierza strzelać do uciekinierów. Zanim więzień znajdzie się w celi, musi pokonać podwójny mur i co najmniej 10 śluz, a każdy jego krok jest śledzony na ekranie. Obecność kamer ma utrudnić niewłaściwe zachowanie; nawet palenie papierosów jest w Sali zakazane. – Więzień musi odczuć, że pozbawia się go wolności i stracić ochotę powrotu za kraty – podkreśla szef zakładu Christer Fraennaeby.
Więzienna terapia
Tęsknota za wolnością nie jest jedynym czynnikiem, który ma ograniczyć liczbę przestępców. Szwedzki Zarząd Więziennictwa podjął w ostatnich latach, zakrojoną na szeroką skalę, akcję kształcenia więźniów na poziomie średnim. Świadectwa ukończenia kursów pozwalających na naukę na wyższym poziomie otrzymuje obecnie okoła tysiąca osób, pięciokrotnie więcej niż w 2005 r.