Wysoki i chudy mężczyzna wyłania się z mroku więziennej celi. Strażnicy prowadzą go przez dziedziniec do pokoju nadzorcy. Więzień jest bosy, ma na sobie sarong i niebieską koszulę polo. Ma kręcone włosy, zapadnięte policzki i czarną brodę. To pirat. Nieruchomo siedzi na krześle i taksuje wzrokiem dziennikarza, który dostał pozwolenie, by z nim porozmawiać. Abdirashid Muuse spędzi zapewne w więzieniu w Bosaso 20 lat.
Reklama
Państwo, którego nie ma
Napadł na statek i wcale nie okazuje skruchy. – Jesteśmy bohaterami. Zrobiliśmy to, co należało – mówi 40-letni Somalijczyk. Powiedział jeszcze więcej o latach spędzonych na morzu, zanim strażnicy zabrali go z powrotem do lochu, w którym tłoczy się 30 ludzi. Abdirashid często siedzi tuż przy kracie i wysuwa przez nią ręce. Kiedy ma szczęście, może poczuć podmuch wiatru od morza.
Jamaal Mohamed Said na razie swobodnie porusza się po wybrzeżu. Ma 28 lat i także jest piratem. Powierzchnia morza przypomina wielkie lustro. Minął okres sztormów. Mgła przesłania horyzont, woda i niebo zlewają się w jedno, jak na akwareli o zatartych konturach. Jamaal wie, że nadszedł czas, by wyruszyć.
Zaczyna się przecież sezon łowów. Jesteśmy w Bosaso – twierdzy somalijskich piratów. W tutejszym więzieniu siedzi kilkudziesięciu morskich rozbójników.
Przekazały ich francuskie i amerykańskie okręty wojenne lub zostali schwytani przez rządowe siły antypirackie. Ale większość rozbójników jest jeszcze na wolności i planuje nowe łupieżcze wyprawy – tak jak Jamaal Mohamed Said.
Aby zbierać materiały reporterskie w Bosaso, trzeba oddać się pod opiekę rządu Puntlandu, który wprawdzie nie jest uznany przez inne państwa, ale rości pretensje do władania tym po części autonomicznym regionem w północnej Somalii.
Minął okres sztormów, morze znów jest spokojne. Teraz zaczyna się pora łowów. W Somalii piraci szykują się do dzieła. Kim są ludzie, którzy przechwytują i ograbiają statki? Najlepiej niech przedstawią się sami.
Reklama