Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Świat

Afganistan bez końca

Strategia Obamy

Barack Obama ogłasza strategię afgańską. Liczył na wsparcie NATO, uzyska połowę tego, czego się spodziewał.

Przewidywalne motywy strategii afgańskiej potwierdzone zostały przez prezydenta USA i naczelnego dowódcę sił zbrojnych tego kraju Baracka Obamę w West Point 1 grudnia 2009. Należy wysłać dodatkowo 30 tys. własnych żołnierzy, licząc także na wzrost kontyngentu NATO i za 18 miesięcy zacząć się stamtąd wycofywać. Oznacza to, że Barack Obama po raz piąty od września 2008 r. zmienił zdanie, teraz już na całkowicie sprzeczne z przedwyborczą zapowiedzią, że wycofa stamtąd wojska w ciągu 16 miesięcy od objęcia władzy.

Szeregowi żołnierze USA coraz mniej rozumieją powody swojej tam obecności, ale rozkazy, rzecz jasna wykonają, natomiast generałowie uważają, że strategia jest „w zasadzie” słuszna, jeśli pozwoli osiągnąć cel. Jaki jest  cel? Tego nikt już chyba nie wie. Czy jest to aresztowanie Osamy ibn Ladena? Czy rozbicie Al-Kaidy w Azji Południowej (gdzie indziej, na przykład w Rosji i na Kaukazie radzi sobie ona dobrze)? Czy jest to może wzmocnienie władz Pakistanu, rozbitych nieodpowiedzialnie przez Condoleezę Rice i Georga W. Busha? Czy jest to w końcu wyplenienie korupcji w Afganistanie, co stało się tam nagle zadaniem pierwszoplanowym? A może wreszcie wywalczenie przyjaźni Afgańczyków? Wydaje się, że wszystko to razem. Każde z zadań realizować trzeba z osobna – pozytywnego domina nie ma - rozwiązanie jednego problemu, nie rozwiązuje automatycznie następnych. Pojedyncza decyzja o wzmocnieniu liczby wojsk niczego tu nie załatwi, bo na razie nie chcą tego sami Afgańczycy. Natomiast wyjście stamtąd to pozostawienie Afganistanu i Pakistanu na pastwę talibów. I wtedy dopiero zobaczymy, jak toksyczny może być fundamentalizm islamski, jeśli ma tak kolosalne zaplecze.

W polityce azjatyckiej Obama wydaje się być prezydentem coraz bardziej bezradnym.

Reklama