Zwyczajny, niedrogi zegarek stosunkowo nieznanego producenta rozszedł się w milionach egzemplarzy w Stanach Zjednoczonych, a podobny sukces czeka go w Wielkiej Brytanii. Nie ma to nic wspólnego z wyrafinowanym designem czy wielką kampanią marketingową. Chodzi o to, że to czasomierz, który upodobał sobie prezydent USA. Model Jorg Gray 6500, pierwotnie zaprojektowany dla pracowników Secret Service, był urodzinowym prezentem dla Baracka Obamy od jednego z członków jego ochrony.
Kiedy ten wart 260 funtów model – dyskretnie pojawiający się na nadgarstku Obamy, gdy odbierał nominację demokratów na kandydata do prezydentury podczas konwencji w Denver, w czasie jego zwycięskiego przemówienia w Chicago, w dniu inauguracji i podczas szczytu G20 w Londynie – został zidentyfikowany przez Jeffa Steina, prawnika z Atlanty i zarazem hobbystę chronometrii, komercyjny sukces był pewny. Nie z powodu zalet samego zegarka, który działa na baterię i nie oferuje wiele ponad pokazywanie czasu i funkcję stopera, ale z powodu skojarzenia. Posiadanie Jorg Gray 6500 zapewnia miejsce w jednym klubie z najpotężniejszym człowiekiem świata; a mężczyźni lubią do takich klubów należeć.
Kwarcowa rewolucja
Zegarki to dziś wielki biznes, w ostatnich pięciu latach branża przeżywała nadzwyczajny rozwój. Eksport szwajcarskich zegarków zwiększył się na przykład z 2,5 mld funtów w roku 1986 do 10 mld w 2008. I to pomimo, że podstawowa funkcja zegarka – podawanie czasu – właściwie straciła znaczenie z powodu wynalezienia komórek.
Po co więc nadal je kupujemy? Czemu przywódcy wciąż wręczają zegarki swoim gospodarzom podczas wizyt państwowych? Dlaczego Bernie Madoff miał 17 Roleksów i 7 Cartierów?