Od nowego roku nikt, przy kim policja na terenie Republiki Czeskiej znajdzie narkotyki, nie zostanie ukarany. Właśnie weszła w życie zliberalizowana ustawa, według której w Czechach wolno posiadać substancje psychoaktywne, a nawet uprawiać rośliny służące do ich wytwarzania. Oczywiście rodzaj i ilość dozwolonych narkotyków są w ustawie dokładnie określone, jednak według polskiego prawa są to już ilości dilerskie – podpadające pod zarzut handlu i karę więzienia.
I tak w Republice Czeskiej wolno mieć: 1 g kokainy, 2 g amfetaminy, 1,5 g heroiny, 4 tabletki ekstazy, 5 tabletek LSD i aż 15 g marihuany. Można także legalnie uprawiać 5 krzaków konopi indyjskich, 40 grzybków halucynogennych zwanych psylocybesami i odmiany kaktusów zawierających meskalinę.
Już w grudniu 2007 r. europejskie biuro ONZ do spraw narkotyków alarmowało, że co czwarty Czech między 15, a 24 rokiem życia przyznaje się do palenia marihuany, a dwie trzecie spośród 30 tys. zarejestrowanych narkomanów bierze pervitin – czeską amfetaminę wytwarzaną najczęściej metodami chałupniczymi, w kuchniach. W ciągu 7 lat liczba takich „kuchenek” likwidowanych przez czeską policję wzrosła z 19 do ponad 400 rocznie. Praga – alarmowano w raporcie – będąc już europejską stolicą turystyczną, uchodzi także za europejską stolicę płatnego seksu, a staje się z kolei zagłębiem narkotykowym. Jeśli sprawy o posiadanie narkotyków trafiały w Czechach przed sąd, często były umarzane jako mało szkodliwe społecznie.
W 2010 r wydaje się, że czeska liberalizacja prawa narkotykowego większy oddźwięk ma w Polsce, niż w Czechach. Burmistrzowie polskich miast położnych blisko granicy spodziewają się wzmożonej turystyki narkotykowej młodych ludzi z Polski do Czech; niektórzy zapowiadają też prowadzenie kampanii narkotykowych w szkołach.