Igrzyska Olimpijskie w Pekinie postrzegano jako bal debiutancki nowej światowej potęgi, efektowne wejście Chin do światowego nurtu, dotychczas zdominowanego przez Zachód.
Expo 2010 to dla Chin kolejna okazja, by zademonstrować światu swój potencjał i zdolności organizacyjne. Moment zresztą jest szczególny – po kryzysie finansowym pozycja Państwa Środka zdaje się być silniejsza niż kiedykolwiek od połowy XIX w. Kiedy świat wciąż liże rany, Chiny trzymają się mocno. W Expo w Szanghaju bierze udział rekordowa liczba 192 państw i 50 organizacji międzynarodowych. Wśród debiutantów jest nawet Korea Północna – żartuje się, że pawilon najbardziej skrytego państwa świata zostanie być może nawet otwarty dla publiczności. A zwiedzających w ciągu półrocznej wystawy ma być mnóstwo – organizatorzy liczą na 70 mln, których gros stanowić będą sami Chińczycy. Bo w Szanghaju kraje pokazują się nie tyle światu, co właśnie Chinom.
Wizje miasta
Hasło Expo w Szanghaju brzmi jak zaklęcie: „Miasto, uczyń życie lepszym!”. To w wersji chińskiej, bo w angielskiej zdecydowano się na miększe „Better city, better life”, Lepsze miasto, lepsze życie. Szanghaj jest z pozoru idealnym gospodarzem dla takiej wystawy – to największe miasto Chin i kwintesencja chińskiej urbanizacji, która w błyskawicznym tempie przeobraża to tradycyjnie chłopskie i w przytłaczającej większości mieszkające na wsi społeczeństwo. Ale Szanghaj to także ilustracja wszystkich problemów i wyzwań urbanizacji, które przy tak szaleńczym tempie rozwoju ujawniają się z wyjątkową wyrazistością. Chińskie hasło Expo brzmi więc raczej jak wyraz niespełnionych marzeń o lepszym życiu, które miała wykreować modernizacja. Ale ich nie kreuje.
Dlatego zwiedzający zobaczą wyidealizowaną czy wręcz utopijną wizję urbanizacji i życia miejskiego.