Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Świat

Dziura ozonowa powstrzymana

Zwycięstwo po 25 latach

Człowiek zazwyczaj nie potrafi szybko naprawić w środowisku naturalnym czegoś, co sam wcześniej zepsuł. Dziura ozonowa to wyjątek.

Równo 25 lat temu trzej brytyjscy naukowcy – J. Farman, B. Gardiner i J. Shanklin – z antarktycznej stacji badawczej Halley Research Center, wykryli gigantyczną dziurę w warstwie ozonu w atmosferze nad Antarktyką. Odkrycie zostało dokonane przez przypadek. Stacja ta w ogóle nie realizowała długoterminowych badań warstwy ozonowej, a jedynie wyrywkowe pomiary, które miały usprawnić prognozowanie pogody. Jednak uszczuplenie ozonowej warstwy – która rozciąga się na wysokości między 10 a 35 kilometrem nad Ziemią – było tak wielkie, że zaalarmowało naukowców. Na początku maja 1985 r. w czasopiśmie „Nature” ukazało się doniesienie na ten temat. Początkowo świat naukowy, a potem też niemal cały, zadrżał w posadach.

Wiadomo bowiem, że ozon (O3), czyli jedna z odmian tlenu, która powstaje wysoko w atmosferze pod wpływem promieniowania ultrafioletowego, sam jednocześnie chroni życie na Ziemi przed najbardziej szkodliwymi zakresami tego promieniowania. I to aż w 90 procentach. Bez ozonu ludzie nie mogliby żyć, ponieważ szkodliwe zakresy UV wywołują silne mutacje komórek skóry i w rezultacie bardzo groźne nowotwory. Zapanowała ozonowa histeria, która zrodziła trwałą, pozytywną zresztą, tendencję do chronienia skóry, zwłaszcza latem, specjalnymi filtrami. Ale to nie filtry zawarte w kremach do opalania pomogły.

Szybko bowiem stało się jasne, że cenny ozon jest przez „coś” niszczony. Tym czymś okazały się freony, czyli fluoropochodne związki etanu i metanu, stosowane powszechnie, w lodówkach, klimatyzatorach oraz w dezodorantach. W ekspresowym tempie - zaledwie w dwa lata po dokonaniu odkrycia - większość państw świata podpisała tzw. Montreal Protocol.

Reklama