Jedna z zatrzymanych kobiet, młoda i urodziwa, była stałą bywalczynią modnych klubów. Nawiązywała tam znajomości biznesowe, które pomagały jej rozkręcać własny interes: nieruchomości w sieci. W Stanach funkcjonowała pod fałszywym nazwiskiem Anna Chapman, a w rzeczywistości nazywa się Anna Kuszenko i pochodzi z Wołgogradu. Inny zatrzymany miał firmę konsultingową. Kolejny, agencję turystyczną organizującą wycieczki do Rosji. Inni, udając dobrze sytuowanych, ale przeciętnych Amerykanów, żyli w sąsiedztwie Pentagonu. A jeśli chodzi o ministerstwo obrony, to dla dowolnego wywiadu cenny jest kontakt nawet z zatrudnionym tam szatniarzem czy parkingowym. Bo to z drobnych i zgoła niewinnych informacji oraz znajomości buduje się wielkie werbunki.
Nielegał bez siatki
Amerykańskie władze twierdzą, iż większość zatrzymanych to tzw. nielegałowie, illegals, którzy dzięki fałszywym paszportom i zmyślonym życiorysom mieszkali wiele lat w Ameryce, udając praworządnych mieszkańców. Postawiono im zarzuty długoletniego spiskowania oraz prania brudnych pieniędzy.
Ale, co śmieszyłoby Fleminga: część zatrzymanych nie ukrywała swojego pochodzenia ani kontaktów z Rosją. Były szef kontrwywiadu rosyjskiego gen. Nikołaj Kowaliow też jest zaskoczony: przecież nielegałowie nie tworzą siatek – mówi. Z kolei amerykański kontrwywiad wie ponoć, że możliwości szpiegów były ograniczone, a sukcesy żadne. Dlatego, mimo kilkuletniego śledztwa, pierwsze pytanie FBI do agentów brzmiało: co wy u nas naprawdę robicie? Intryguje także, że skandal wybuchł w tydzień po spotkaniu Dmitrija Miedwiediewa z Barackiem Obamą, po którym Biały Dom i Kreml ogłosiły kontynuację pieriezagruzki, czyli poprawy stosunków.