Hasło największego koncernu kosmetycznego „Jesteś tego warta” nabrało dziś we Francji ironicznego sensu. Jedyna córka Liliane Bettencourt, głównej właścicielki firmy L’Oreal (wartość: 50–60 mld euro), wszczęła sprawę sądową, próbując nie dopuścić, by 87-letnia miliarderka obsypywała królewskimi prezentami swego fotografa. Ale – jak w szkatułkowej powieści – zaczęły na jaw wychodzić inne wątki, dziś polityczne. Znaleziono (nieudowodnione) informacje, że prezenty mogły trafiać także w ręce rządzącej partii, może w zamian za polityczną ochronę wielkiej francuskiej fortuny przed żarłocznością fiskusa. Sarkozy już poświęcił dwóch ministrów, trzeci walczy o życie, ale to mało: prokuratura wszczęła śledztwo mające sprawdzić, czy miliarderka nielegalnie wspierała kampanię wyborczą prezydenta. Opozycja poczuła już zapach krwi i domaga się śledztwa parlamentarnego.
Najpierw krótko o skandalu rodzinnym, od którego się wszystko zaczęło. Liliane Bettencourt, jedynaczka wychowana przez ojca (matka zmarła wcześnie), odziedziczyła po nim firmę L’Oréal, ale sama od lat żyła w świecie biznesu i wielkiej polityki jako żona ministra André Bettencourta, który zmarł w 2007 r. Ich jedyna córka, a więc prawdopodobna dziedziczka bajecznej fortuny, Françoise, zaniepokojona była, że matka tak się przyjaźni z młodszym od niej 62-letnim fotografem paryskiej socjety François Banierem i obdarza go prezentami zdumiewającej wartości. Prócz wyspy na Seszelach na własność, Banier otrzymał miliard (!) euro. Prawda, że obracał się w świetnym kręgu: przyjaźnił się z Salvadorem Dalim, Samuelem Beckettem i księżną Monaco, ale i tak „trudno uwierzyć, że przyjaźń może być warta miliard” – ironizował adwokat córki.